Forum Kraina Cienii Strona Główna Kraina Cienii
Bójcie się śmiertelnicy bowiem nastała mroczna era...
 
 FAQFAQ   SzukajSzukaj   UżytkownicyUżytkownicy   GrupyGrupy     GalerieGalerie   RejestracjaRejestracja 
 ProfilProfil   Zaloguj się, by sprawdzić wiadomościZaloguj się, by sprawdzić wiadomości   ZalogujZaloguj 

HP i Dziedzic Lorda

 
Napisz nowy temat   Odpowiedz do tematu    Forum Kraina Cienii Strona Główna -> Opowiadania - 6 i 7 tom HP
Zobacz poprzedni temat :: Zobacz następny temat  
Autor Wiadomość
Nicole
Administrator



Dołączył: 20 Lut 2007
Posty: 88
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/7
Skąd: Płock

PostWysłany: Wto 13:45, 06 Mar 2007    Temat postu: HP i Dziedzic Lorda

Rozdział I
Niespodziewany gość
Tegoroczne wakacje nie były dla Pottera utrapieniem. Wujostwo prawie nie zwracało na niego uwagi, kuzyn całymi dniami włóczył się po okolicy ze swoją bandą, więc Harry mógł powiedzieć, że początek wakacji miał całkiem udany.
Byłoby to prawdą, gdyby nie wydarzenia, które miały miejsce pod koniec minionego roku szkolnego. Śmierć profesora Dumbledore’a była dla świata czarodziejskiego bolesną stratą. Ludzie boja się wyjść z domu nawet na zakupy. „Ministerstwo robi co może.” powiedział w jednym z wywiadów Minister Magii, Rufus Scrimgeour. Harry jednak szczerze w to wątpił. Wszystko wymykało się spod kontroli ministerstwa. Ludzie wyjeżdżali z kraju, Voldemort był jeszcze bardziej bezlitosny. Wszystkich ogarniała coraz większa panika.
Wracając do głównego bohatera tego opowiadania. Potter bardzo dużo czasu spędzał w ogrodzie wykonując ćwiczenia fizyczne. Jednak mimo to z jego kondycja nie było najlepiej. Najbardziej widoczną zmianą był kolor skóry. Harry bardzo się opalił podczas ćwiczeń. W gorące dni i całymi wieczorami chłopak uczył się nowych zaklęć.
Pewnego lipcowego popołudnia przyleciała do niego jedna z Hogwarckich sów. Odczepił list od jej nóżki i sowa natychmiast wyleciała.

Potter!
Dziś około godziny osiemnastej zjawie się u ciebie z pewna osobą, która z tobą zamieszka. Nie chcę słyszeć żadnych protestów. Zamieszkacie razem i postanowione. Wszystko wytłumaczę ci osobiście. Wujostwu nic nie mów. Sama im to wytłumaczę. Przygotuj się.

Minerwa McGonagall

Zaskoczony chłopak spojrzał na zegarek. Wskazówki pokazywały na godzinę czternasta piętnaście. Położył się na łóżku i zastanawiał o kim pisała profesorka.
Po chwili w pokoju było słychać tylko miarowe chrapnie i ciche pohukiwanie Hedwigi.
Potter zasnął spokojnym snem. Był bardzo zmęczonym, rzadko sypiał. Bał się koszmarów o śmierci profesora Dumbledore’a. Obudził się po siedemnastej. Spokojny sen dobrze mu zrobił. Postanowił trochę ogarnąć pokój.
Po jakimś czasie usłyszał dzwonek do drzwi. Zbiegł na dół i otworzył. Ukazała mu się profesor McGonagall z poważną miną. Kilka kroków za nią stał wysoki blondyn z zacięta miną. Harry nie wierzył własnym oczom.
- Witam, Potter. – przywitała się McGonagall
- Dzień dobry pani profesor. Czy tym kimś, kto ma ze mną zamieszkać, jest ON? – wskazał na blondyna.
- Tak. I nie chcę słyszeć ŻADNYCH protestów. Może wejdziemy do środka i ci wszystko wytłumaczę, co Potter? – Harry przesunął się z przejścia i wpuścił profesorkę. Na chłopaka spojrzał niepewnie, ale nic nie powiedział.
W salonie siedział wuj Vernon. Na widok przybyłych zaczął na nich wrzeszczeć, więc Harry zaprowadził gości do swojego pokoju. Kiedy się tam znaleźli McGonagall powiedziała:
- Potter, żeby nie było nieścisłości: on nie jest śmierciożercą – blondyn tylko prychnął. McGonagall mówiła dalej – Zamieszkacie tutaj do trzydziestego pierwszego lipca. Pan Malfoy nie ma się gdzie podziać, ponieważ uciekł z domu. Dokładniejszych powodów na razie nie musisz znać. Wytłumaczę wszystko Dursley’om. Jak wyjdę to nałożę na dom i ogród kilka pożytecznych zaklęć. Jakby coś się działo to wyślijcie sowę. Do zobaczenia. – wyszła zostawiając ich z niewesołymi minami. Chłopcy mierzyli się wzrokiem. Wreszcie Harry powiedział:
- Dobra Malfoy. Przez te kilka tygodni będziemy na siebie skazani. Ja nie mieszam się do twoich spraw – ty do moich. Jest tylko jedno łóżko, więc ja prześpię się na materacu. I dobra rada dla ciebie: nie podskakuj Dursley’om. – zakończył i wyszedł.
Draco usiadł na krześle, które niebezpiecznie zaskrzypiało. Spojrzał na książki leżące na biurku: Jak zostać aurorem?, Pożyteczne zaklęcia, Potężne uroki i kilka innych o podobnej tematyce. „Nasz Potterek się dokształca?” – pomyślał złośliwie. Położył się na łóżku i zamknął oczy.
Jak na kilka dni za dużo zmian w jego życiu. Chłopak we wszystkim się pogubił, ale jednego był pewien: Nigdy nie będzie służył Czarnemu Panu. Ta decyzja była trudna, ale już jej nie zmieni. Teraz ma zamieszkać z Potterem. „Świat oszalał” – pomyślał.
Nie wiedział ile tak leżał, aż wreszcie zasnął. Obudził go głos Pottera.
- Malfoy wstawaj. Kolacja. Dursley’owie wiedzą, że będziesz z nami mieszkał. Teraz chodź. – chłopak wstał z ociąganiem i wyszedł za Harrym. Kolacje zjedli w milczeniu. Tylko wuj Vernon co jakiś czas rzucał chłopcom podejrzliwe spojrzenie i mruczał coś o wariatach. Po kolacji wrócili do pokoju i Harry zaczął czytać książkę. Przez jakiś czas Malfoy mu się przyglądał, ale gdy było sporo po jedenastej zapytał:
- Ty nie masz zamiaru spać?
- Nie. – odpowiedział Potter nie podnosząc wzroku znad książki. Blondyn wzruszył ramionami i przewrócił się na bok.
Gdy zasnął Potter usiadł zmęczony pod sianą i oparł głowę na podkurczonych kolanach. Wziął książkę i czytał kolejny rozdział. Bardzo starał się nie zasnąć, ale nad ranem jego powieki opadły i Potter zapadł w niespokojny sen.


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Aphrael
Moderator



Dołączył: 22 Lut 2007
Posty: 47
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/7
Skąd: z Elenium

PostWysłany: Nie 19:38, 18 Mar 2007    Temat postu:

Trochę mi to przypomina opowiadanie "Harry Potter i serce ślizgona", ale na szczęście twój Potter nie jest napakowanym dryblasem, nagle znającym magię bezróżdżkową. Na razie zakrótki fragment żebym mogła powiedziec czy mi sie podoba więc szybko wklejaj kolejną część.

Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Nicole
Administrator



Dołączył: 20 Lut 2007
Posty: 88
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/7
Skąd: Płock

PostWysłany: Pon 19:56, 17 Wrz 2007    Temat postu:

Rozdział II

Klęczało przed nim dwóch śmierciożerców. Jeden z nich właśnie wił się pod klątwą Cruciatus.

- Lucjuszu, twój syn zachował się bardzo źle. Nie powinien uciekać z domu. Masz go znaleźć i przyprowadzić do mnie. Zadam mu odpowiednią karę i może wybaczę niesubordynację. Na znalezienie go masz czas do końca wakacji. Jeśli ci się to nie uda twoja kara będzie bardzo surowa. Teraz odejdź. – mężczyzna wycofał się. Lord przechadzał się po komnacie, podczas, gdy drugi człowiek cierpliwie czekał. Wreszcie jego Pan zwrócił się do niego.

- Ty, Severusie, też okazałeś nieposłuszeństwo. To Draco miał zabić Dumbledore’a, ale mimo to plan się powiódł. Jednak ciebie też kara nie ominie. Crucio. – mężczyzna skręcał się na posadzce, ale nie krzyknął. Gdy klątwa została przerwana oddychał ciężko.

- Więcej cię nie rozczaruję panie – rzekł cicho.

- Mam nadzieję. A teraz wyjdź. – sługa posłusznie opuścił komnatę. Gdy Lord został sam powiedział do siebie:

- Znajdę cię Draco. Przede mną nie ma kryjówki.

***

Obudził go lekki aczkolwiek uporczywy ból głowy. Harry przetarł oczy i wyszedł do łazienki. Gdy wrócił jego współlokator leżał na łóżku z otwartymi oczami i wpatrywał się w sufit. Powiedział mu, że była tu jego ciotka i wołała ich na śniadanie. Gdy Malfoy zobaczył swoja porcję grejpfruta spojrzał zdziwiony na Pottera. Ten nie zwracając na niego uwagi zaczął rzuć swoje śniadanie. Po powrocie do pokoju wyjął swoje zapasy żywności przesłane przez przyjaciół. Położył na łóżko pudełko czekoladowych żab i paczkę fasolek wszystkich smaków. Kilka żab rzucił Malfoy’owi i powiedział oschle:

- Na samych grejpfrutach, marchewkach i groszku nie pożyjesz. – blondyn prychnął i zjadł żabę. Następnie Harry swoim zwyczajem sięgnął po książkę i schował za nią twarz.

Malfoy westchnął i przyjrzał się innym książkom leżącym na półce. Nie sądził, by znajdowało się tam coś godne uwagi, ale nie zaszkodzi sprawdzić. Jakże wielkie było jego zdziwienie, gdy zobaczył kilka nadprogramowych książek o eliksirach. Sięgnął po jedną z nich i powiedział złośliwie:

- Potter, ty czytasz o eliksirach? A ja myślałem, że jesteś do tego za tępy. – Harry posłał mu nieprzyjemne spojrzenie i wrócił do czytania. Malfoy westchnął i usiadł na łóżku z nowo zdobytą książką. Nie była to zbyt ciekawa lektura, ale zawsze coś.

Przez umysł blondyna przelewały się słowa z nudnej książki nie pozostawiając w niej wielkiego śladu. Już od jakiegoś czasu wpatrywał się w jedno miejsce nic nie rozumiejąc z czytanego tekstu. Wreszcie z przeciągłym westchnieniem odłożył książkę na miejsce i rozłożył się na łóżku. Z zainteresowaniem przyglądał się lekkiemu pęknięciu na suficie. Rysa miała swój początek tuż na głową chłopaka i linią łamaną przesuwała się w kierunku okna. Nagle Draco zauważył, że pęknięcie robi się większe. Z jeszcze większym zainteresowaniem przyglądał się coraz dłuższej rysie na białym suficie.

W pewnej chwili usłyszał jakieś szuranie i głośny oddech. Usiadł i rozejrzał się po pokoju. Jego wzrok padł na wiercącego się Harry’ego. Chłopak zwijał się na podłodze, jakby z bólu. Draco wstał i ostrożnie zbliżył się do Pottera. Nie wiedział, co zrobić. Wreszcie kucnął przy chłopaku i lekko potrząsnął jego ramieniem. Ten mruknął coś niezrozumiale, ale nadal skręcał się na wykładzinie. Draco potrząsnął nim bardziej stanowczo, aż wreszcie osiągnął skutek. Harry usiadł gwałtownie i rozejrzał się nieprzytomnie po sypialni. Gdy otrząsnął się z szoku otarł rękawem czoło. Usiadł na parapecie, oparł czoło o szybę przymykając oczy.

Draco patrzył na niego, jakby czegoś oczekując. Harry chyba to wyczuł, bo odezwał się:

- Chcesz coś?

- Może być mi powiedział, co to było? Dziwnie się zachowywałeś.

- Domyślam się – mruknął. – Mieliśmy nie mieszać się w nie swoje sprawy – dodał głośniej.

- Pamiętam, ale chciałbym wiedzieć, czemu zwijasz się na podłodze, jak podejrzewam, z bólu.

Harry westchnął i powiedział:

- Miałem wizję.

- Widziałeś, co się kiedyś stanie?

- Nie. Widziałem, co się dzieje teraz.

- A co widziałeś?

- Nie muszę odpowiadać – powiedziała po chwili zastanowienia.

Draco warknął coś sfrustrowany. Harry wyszedł do łazienki przemyć twarz zimną wodą. I jak ja mam mu to powiedzieć?! Spytał siebie w myślach patrząc w lustro. Zdenerwowany chlapnął wodą w swoje lustrzane odbicie. Zaklął i wyczyścił je szybkim zaklęciem. Po powrocie spostrzegł, że Malfoy'a nie ma w pokoju. Zszedł do kuchni i zobaczył na stole półmiski z obiadem. Przeżuł kilka marchewek i sałatkę po czym wrócił do pokoju. Draco poszedł tuż za nim.

Blondyn usiadł na łóżku i pogrążył się w lekturze książki o potężnych klątwach. Harry chwilę patrzył na niego w ciszy, zastanawiając się, nad jego reakcją na tę niewesołą nowinę, które powinien mu przekazać, a potem sięgnął po inną książkę z półki i siadł przy biurku. Jednak nie mógł się skupić teraz na lekturze. Jego myśli cały czas błądziły wokół wizji. Wreszcie warknął coś niezrozumiale i odłożył książkę.

Rozprostował się na krześle i przymknął powieki. Natychmiast stanął mu przed oczami obraz z wizji. Pełno krwi, krzyki i zimny, okrutny śmiech. Wzdrygnął się i otworzył oczy. Malfoy'a nie było w pokoju. Przetarł kciukami powieki i przeciągnął się mocno. Postanowił wyjść do ogrodu poćwiczyć. Przebrał się w jakieś wygodniejsze ubrania i przeskakując co kilka schodków znalazł się na zewnątrz. Ze zrezygnowaniem stwierdził, że Draco również wpadł na pomysł wyjścia z domu. Wymienili niezadowolone spojrzenia i każde zajęło się swoimi sprawami.

Harry ćwicząc przyglądał się Ślizgonowi. Chłopak leżał na trawie i żuł źdźbło trawy. Po jakimś czasie zmęczony Harry położył się niedaleko i wpatrzył w zniżające się słońce. Wokoło słychać było tylko wesoły świergot ptaków.

Potter przymknął powieki. Oczami wyobraźni zobaczył Ginny. Uśmiechała się do niego promiennie. Widział, jak spacerują razem po błoniach trzymając się za ręce. Prawie czuł smak jej malinowych ust. Jednak jedna osoba nie pozwalał im być razem.

Voldemort zabijał każdego, kto zbliżył się do Harry’ego. Właśnie z tego powodu Gryfon musiał przerwać ich sielankę. Nie żeby tego chciał, skądże. Za każdym razem gdy pomyślał o Ginny czuł, jak na jego sercu powstaje wielka rysa, którą tylko ona mogła zaleczyć. Jednak za bardzo się o nią bał, by z nią być. Był przekonany, że Voldemort dopadłby ją i użył jako przynęty, by zwabić Harry’ego do siebie.

Nie zwracał uwagi na słowa przyjaciół, że Ginny jest w równym niebezpieczeństwie będąc z nim, jak i bez niego. Jak zawsze musiał postawić na swoim. Ignorował listy od dziewczyny, w których przekonywała go, że woli żyć krótko z nim, niż długo bez niego. Nawet na nie odpisywał na nie. Zgniatał w kulkę i wyrzucał do kosza, a z każdym wyrzuconym listem na jego sercu powstawał coraz więcej ran.

Jego rozmyślania przerwało, coś mokrego na jego twarzy. Uchylił powieki i spostrzegł zmianę pogody. Na niebie pojawiły się chmury, zaczął padać deszcz. Wstał z ociąganiem i wrócił do swojego pokoju. Bez kąpieli zasnął w fotelu.

Rozdział III

Wyszedł z łazienki masując sobie kark. Spanie na fotelu nie jest zbyt wygodne. Przeciągnął się i ziewnął. Gdy brał prysznic Draco również się obudził. W ciszy, przerywanej jedynie przez krótkie komentarze wuja Vernona na temat rządów w kraju, zjedli śniadanie i każdy zajął się swoimi sprawami. W przypadku Harry’ego było to, jak prawie zawsze, czytanie książki. Draco natomiast zabawiał się lewitowaniem małego pająka pod sufitem. Biedne zwierzątko, co jakiś czas wywracało koziołki, by po chwili znieruchomieć. Wreszcie jęknął z nudów i odstawił pająka w kąt pokoju. Wstał z łóżka po czym przespacerował się po sypialni znużony.

Duża sowa zaczęła dobijać się do okna trzymając „Proroka Codziennego”. Harry wyjął z sakiewki pieniądze i zapłacił ptakowi. Nawet nie patrząc na okładkę rzucił gazetę Malfoy’owi. Draco złapał pismo zwinnie i przerzucił kilka stron niedbałym ruchem zatrzymując się, by przeczytać, co ciekawsze artykuły. W pewnej chwili Harry kątem oka zauważył, jak chłopak sztywnieje. Oderwał wzrok od książki przyglądając mu się. Ślizgon zbladł okropnie wpatrując się w jedno miejsce druku. Po chwili podniósł wzrok, ich spojrzenia spotkały się. Harry zobaczył w jego oczach dziwny błysk. Jakby strach pomieszany z wściekłością i nienawiścią. Podszedł do niego zaglądając mu przez ramię. Gdy zobaczył, w co wpatrywał się chłopak wyprostował się i odmaszerował sztywno. Nie wiedział, co powiedzieć.

- Słuchaj... Chciałem ci o tym powiedzieć, ale... – zaczął.

- Co? Wiedziałeś? Wiedziałeś o tym? I nic mi nie powiedziałeś?! – Przerwał mu zrywając się z łóżka.

- Chciałem ci powiedzieć...

- Chciałeś? – Złapał go za ramiona i zaczął potrząsać. – Widziałeś to w tej wizji? Czemu mi nie powiedziałeś, do cholery?!

- Malfoy! Słuchaj mnie! – Warknął Harry. – Chciałem ci powiedzieć, ale nie wiedziałem jak. Jak ty byś powiedział komuś, że jego matka nie żyje? Pewnie nie miałbyś skrupułów, ale ja tak nie umiem komuś oznajmić czegoś takiego. Nawet tobie. – Strząsnął jego ręce ze swoich ramion i wyszedł z pokoju, pozostawiając Ślizgona w odrętwieniu. Wrócił niosąc dzbanek z wodą i dwie szklanki. Postawił to na biurku, po czym usiadł na parapecie. Przymrużając oczy wpatrywał się w słonce. Kątem oka jednak obserwował współlokatora.

Po około półgodzinnej ciszy nalał do jednej ze szklanek przeźroczystego płynu i podał blondynowi. Chłopak nie zareagował. Lekko zirytowany Potter warknął:

- Malfoy, nie zachowuj się jak obrażona primadonna! – Chłopak spojrzał na niego, jak na wariata.

- A od kiedy ty się tak mną interesujesz? – Nawet nie trudził się na sarkazm.

- Tak się składa, że nie tylko tobie zabili kogoś bliskiego – odrzekł chłodno. Przez chwilę panowała niezręczna cisza. Potter wrócił na swoje miejsce na parapecie. Chciałem pomóc. Nie? Proszę bardzo! Nie będę się płaszczył– myślał zirytowany.

- Potter... Powiesz mi jak... No wiesz – jąkał się Malfoy. Harry nawet na niego nie spojrzał. Przymknął oczy przywołując wizję.

Był w gustownie urządzonym salonie. Wszystko było w barwach Slytherinu. Jedynie meble wykonane zostały z ciemnego mahoniu. Na kanapie siedziała elegancko ubrana kobieta przeglądająca „Proroka Codziennego”. Harry rozpoznał w niej matkę Draco. Małymi łykami piła czerwone wino. Nagle do salonu wkroczyła trójka czarodziei z Voldemortem na czele. Narcyza poderwała się z kanapy, stawiając wino na niskim stoliku.

- Panie... – klęknęła przed Lordem całując skrawek jego szaty. Voldemort wykrzywił się w grymasie ironicznego uśmiechu.

- Narcyzo... chcieliśmy porozmawiać... o Draco – syknął. Kobieta zbladła, a jej oczy rozszerzyły się z przerażenia. Spuściła wzrok i wyszeptała:

- Ale Panie... Nie mam pojęcia gdzie jest Draco.

- Narcyzo, Narcyzo... powiesz nam dobrowolnie, albo wyciągniemy to z ciebie siłą. Pani Malfoy zbladła jeszcze bardziej, jeśli to możliwe i wyszeptała pobielałymi wargami:

- Panie mój, nie mam pojęcia gdzie on jest. Nic mi nie powiedział...

- Crucio. – Po pokoju rozniósł się ochrypły krzyk. Kobieta zwijała się w spazmach bólu.

- Może jednak podzielisz się z nami tą informacją? – zapytał Voldemort przerywając zaklęcie. Z nosa Narcyzy płynęła krew, oczy miała zaciśnięte.

- Panie... nie mam pojęcia... – Przerwała jej kolejna klątwa rzucona w jej stronę. Teraz ból był dużo gorszy. Zwijająca się z bólu kobieta potrąciła stolik, z którego spadł kieliszek. Krwistoczerwony płyn wylał się na jasny dywan tworząc rozległą plamę. Przez kilka godzin Voldemort próbował wyciągnąć z niej tą informację. Gdy tortury nie przyniosły skutków wściekły bez skrupułów rzucił na nią zabijającą klątwę. Ostatnie, co kobieta widziała to twarz jej syna na tle zielonego promienia zaklęcia.


***

Draco słuchał wszystkiego w milczeniu. Gdy Harry skończył oczy mu błysnęły, a policzki poróżowiały z wściekłości. Zerwał się z łóżka i począł krążył po pokoju. Jego matka nie żyje przez Czarnego Pana. Przez Voldemorta. Po usłyszeniu tej opowieści obiecał srogą zemstę. Uderzył zaciśniętą pięścią w ścianę.

Wraz z tym uderzeniem cała złość z niego wyparowała pozostawiając jedynie smutek i żal. To wszystko przeze mnie. Przeze mnie moja matka nie żyje - myślał. Przed oczami stanęły mu sceny, gdy matka zawsze broniła go przed ojcem. Czasami sama dostawała Crucio za nieposłuszeństwo. Wiedział, że Narcyza zawsze starała się go chronić. Nie chciała by zastąpił swego ojca w szeregach Voldemorta. Delikatnie próbowała mu to wyperswadować, jednak on był zbyt zaślepiony, by to zauważyć. Był zaślepiony wizją jaką przedstawił mu Voldemort. Góry złota, szlamy i mugole błagający go o litość. A co dostał? Żal i wielki smutek.

Oparł rozpalone czoło o chłodną ścianę i zacisnął oczy. Harry obserwował go spod przymkniętych powiek. Wiedział jak musiał się czuć Draco i, choć sam nie chciał się do tego przyznać, w głębi duszy mu współczuł. Zeskoczył zwinnie z parapetu i opuścił pokój dając chłopakowi czas na oswojenie się z tą wiadomością. Z kuchennego stołu wziął jabłko i nie zwracając uwagi na nieprzychylne spojrzenia ciotki wyszedł z domu. Skierował się do parku. W milczeniu przemierzał ulice jedząc owoc.

W parku znalazł sobie miejsce pod rozłożystym klonem. Opierając się o jego pień przyglądał się dzieciom bawiącym się w okolicy. Ich rodzice patrzyli na niego podejrzliwie. Potter prychnął. No jasne. Przecież jestem chuliganem. Po dłuższej chwili podbiegł do niego mały chłopiec. Około pięciu, może sześciu lat. Uśmiechnął się szeroko i powiedział:

- Czemu tu siedzisz sam? Pobawisz się ze mną?

- Wiesz mały... – przerwała mu nadbiegająca kobieta.

- Steven! Chodź tutaj kochanie. Mówiłam ci, żebyś nie podchodził do obcych, zwłaszcza do takich jak ten... – spojrzała wrogo na Harry’ego. Ten tylko wzruszył ramionami i mrugnął do chłopca.

- Ale mamusiu... – dalszej części zdania nie usłyszał, gdyż kobieta szybko się oddaliła. Podniósł się z ziemi otrzepując spodnie. Spojrzał jeszcze raz na małego Stevena i powolnym krokiem wrócił do domu. W drodze natknął się na bandę Dudley’a. Tym razem niszczyli kosze na śmieci. Jeden z osiłków zaśmiał się na widok Harry’ego i już ruszał w jego stronę, ale powstrzymał go Dudley. Stwierdził, że nie warto marnować na niego czasu i skierowali się w odwrotną stronę.

Siedzący na parapecie Draco trzymał na kolanach otwarty album z czarodziejskimi fotografiami. Na jednej z nich mignęła Harry’emu pani Malfoy. Gdy Draco spostrzegł, że nie jest w pokoju sam gwałtownie zatrzasnął album i schował do kufra. Kiedy ponownie usiadł na parapecie Harry’emu zdawało się, że zauważył na jego policzku łzę. Szybko jednak porzucił tę myśl zwalając to na przywidzenie.

Rozdział IV

Sobota dwudziestego dziewiątego lipca pobiła chyba wszystkie rekordy temperatury, jakie kiedykolwiek były w tej części Anglii. Ulice Surrey były opustoszałe, okna domów pootwierane. Nikt nie miał ochoty wychodzić z domu w taki upał. Mieszkańcy Privet Drive 4 nie stanowili wyjątku. Petunia krzątała się po kuchni przygotowując kolacje, Vernon rozłożył się na kanapie oglądając nowy serial, a Dudley zasypiał w fotelu. Nikt nie posądziłby ich o udział w czymś dziwnym lub tajemniczym. Uważani byli za najbardziej normalnych ludzi w okolicy. Skrywali oni jednak wielką tajemnicę. Sama myśl, że ktoś mógłby się o tym dowiedzieć przyprawiała Petunię o migrenę. Co było tak skrzętnie ukrywane? Otóż w jednej z sypialń domu państwa Dursley’ów mieszkał czarodziej. By być dokładnym trzeba dodać, iż było tam obecnie dwóch czarodziei.

Jeden z nich, młody chłopak, prawie mężczyzna siedział na parapecie otwartego okna pijąc zimną wodę. Okrągłe okulary zsuwały mu się ze spoconego nosa, a przydługie włosy przyklejały się do czoła. Wolną ręką podrzucał leniwie swoją różdżkę wpatrując się w niebo.

Drugi, wysoki blondyn, leżał na łóżku w samych spodniach. Z różdżki, którą trzymał w ręku wypływał strumień chłodnego powietrza. Spod przymkniętych powiek patrzyły stalowo-niebieskie oczy.

Ich wzajemny stosunek uległ poprawie. Oczywiście nadal nie można było powiedzieć, że się przyjaźnią, ale przyznajmy, iż odnoszenie się do siebie z pewną dozą szacunku i spokojne wymiany zdań to, w ich wypadku, postęp. Śmierć matki miała na Draco znaczny wpływ. Zrozumiał, że Malfoy’owie to tacy sami ludzie, jak wszyscy inni, a to, że mają czystą krew niewiele zmienia. Oczywiście, Malfoy’owie zawsze będą mieli swoją godność i dumę, a ich nazwisko będzie wzbudzało respekt u większości czarodziejów, ale to wszystko. Poza tym są równie „ludzcy”, co na przykład Granger czy Weasley. Nie oznacza to, że chłopak nagle zaczął pałać sympatią do przyjaciół Pottera i do jego samego. Co to, to nie! Do Pottera czuł swego rodzaju szacunek i w głębi duszy go podziwiał, ale Granger i Weasley zawsze pozostaną tylko sobą i nic tego nie zmieni. Draco po prostu da sobie spokój z obrażaniem ich, to wszystko.

Rozmyślania przerwało mu pojawienie się w pokoju dużej sowy z „Prorokiem Codziennym".

- Coś ciekawego? – Rzucił Potterowi pytające spojrzenie.

- Takie tam. Nic nowego. Paru śmierciożerców znów uciekło z więzienia, ministerstwo paru wsadziło, zapewne niewinnych, Scrimgeour zapewnia ludzi, że wszystko jest pod kontrolą. Kretyn. – Harry z beznamiętną miną złożył gazetę i odrzucił na biurko.

- Reagujesz na to tak... obojętnie? – Draco uniósł się lekko na łokciach, by lepiej widzieć twarz rozmówcy.

- A jak mam reagować? – Harry wzruszył ramionami. – Gdybym płakał i biadolił nad każdym błędem ministerstwa i ucieczką jakiegoś śmierciożercy popadłbym chyba w depresję. Nie żeby mnie to nie obchodziło. Po prostu się zaczynam przyzwyczajać. Gdyby w ministerstwie było więcej myślących osób sytuacja by się poprawiła, ale niestety nie można oczekiwać tak wielkiego cudu. – Draco prychnął rozbawiony.

- A ja myślałem, że szanujesz ministerstwo.

- Szanowałem kiedyś. Ale teraz, gdy są tam prawie sami idioci równie dobrze radzilibyśmy sobie bez nich. – Malfoy pokręcił głową i ponownie opadł na poduszki.

***

- Potter! Złaź na dół! – wrzasnął wuj Vernon sobotniego wieczoru. Harry mruknął coś i zwlekł się z łóżka, na którym właśnie czytał książkę o Quidditchu. Zbiegł zwinnie po schodach omijając skrzypiące stopnie i stanął twarzą w twarz z Remusem Lupinem. Za nim zauważył jeszcze Tonks, Szalonookiego, Shacklebolt’a, pana Weasley’a i kilka innych nieznanych mu osób.

- Cześć Harry! – zawołał Lupin. Chłopak spojrzał na niego podejrzliwie; nie dostał żadnego listu ani nic. Na wszelki wypadek ścisnął bardziej różdżkę w kieszeni bluzy. Jego mózg pracował intensywnie.

- Jak mój ojciec nazywał pana... przypadłość? – zapytał po chwili wahania. Mężczyzna uśmiechnął się lekko.

- „Mały, futerkowy problem"– Chłopak uśmiechnął się i wyjął ręce z kieszeni.

- Dzień dobry, hej Tonks – powiedział posyłając wesoły uśmiech zielonowłosej dzisiaj aurorce. Ta puściła mu oko i przeglądając się w lustrze skróciła nieco włosy.

- No Potter, zbieramy się. – Moody rozejrzał się niespokojnie po korytarzu. Harry spojrzał na niego zdziwiony.

- Nie dostałem żadnej wiadomości, nie jesteśmy przygotowani.

- Nie wysłaliśmy listu, bo była możliwość, że przechwycą sowę. Teraz jazda na górę się pakować. Za dziesięć minut obaj tutaj z miotłami. – Moody stuknął drewnianą nogą w podłogę.



- Malfoy, pakuj się – oznajmił Harry wbiegając do pokoju.

- Co? – Lekko zdezorientowany chłopak, wyrwany właśnie z rozmyślań zdobył się na jedynie taką odpowiedź.

- Pakujemy się. Tylko miotłę zostaw, będziemy lecieli – Potter założył na nogi adidasy, a resztę swoich ubrań wrzucił w nieładzie do kufra. Nie było ich wiele. Spodziewał się wyjazdu już od kilku dni, więc większość swoich rzeczy zdążył spakować. Wrzucił jeszcze książki, pościągał zdjęcia i plakaty ze ścian.

- Potter, a nie łatwiej czarami? – Blondyn machnął kilka razy różdżką, a wszystkie jego rzeczy leżały ładnie uporządkowane w jego kufrze.

- Nie mogę jeszcze używać magii. Nie miałem urodzin. – Harry upchnął jeszcze w kufrze ramkę ze zdjęciem rodziców, upewnił się, że różdżkę nadal ma w kieszeni złapał miotłę w jedną rękę a klatkę, Hedwigi, która pewnie była już u Weasleyów i kufer w drugą. Wychodząc za Malfoy’em nie obejrzał się nawet za siebie.

Na dole usłyszał tylko, jak Szalonooki dokańcza zdanie:

- ... za jakieś pół godziny.

- Już? Świetnie. Lecimy do nowej Kwatery Głównej. Teraz nie możemy już zajmować Grimmauld Place, bo śmierciożercy mogli odkryć dom, Nora też nie jest zbyt bezpieczna. – Tonks podeszła do nich z uśmiechem, po czym przymocowała sobie kufer Harry’ego i pustą klatkę Hedwigi do miotły. Kufer Draco wziął Lupin

- A gdzie jest teraz Kwatera? – zapytał Potter.

- W domu...

- Tonks! Cicho! Nie tutaj! – przerwał jej Szalonooki, patrząc podejrzliwie magicznym okiem na Malfoy'a. Chłopak jakby się skurczył pod jego wzrokiem.

Spokojnie Moody. Powiemy ci na miejscu. Musimy ruszać, lecimy tak, jak dwa lata temu, nie wolno złamać szyku. Podejdź tu Harry. – Lupin przytknął czubek różdżki do głowy Harry’ego i ten poczuł, jakby spływało mi coś zimnego wzdłuż kręgosłupa. Zrozumiał, że właśnie został potraktowany zaklęciem kameleona. – Dobra. Różdżki trzymać w pogotowiu, mogą nas zaatakować, jakby, co to cały czas lećcie na północny-zachód. Wszystko jasne? – Gdy każdy kiwnął głową, wyszli do ogrodu. Harry odwrócił się ostatni raz i spostrzegł w oknie salonu ciotkę Petunię. Posłał jej niepewny uśmiech i kiwnął głową. Na znak dany przez Moody’ego dziesięć postaci wzbiło się w powietrze. Już po chwili nie było po nich śladu na ciemniejącym niebie.

^^^

Hmm... Uważam, że jest tu lepszy styl niż na poprzednim opowiadaniu, ale sami oceńcie ;]
Podr.


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Wyświetl posty z ostatnich:   
Napisz nowy temat   Odpowiedz do tematu    Forum Kraina Cienii Strona Główna -> Opowiadania - 6 i 7 tom HP Wszystkie czasy w strefie EET (Europa)
Strona 1 z 1

Skocz do:  

Możesz pisać nowe tematy
Możesz odpowiadać w tematach
Nie możesz zmieniać swoich postów
Nie możesz usuwać swoich postów
Nie możesz głosować w ankietach


fora.pl - załóż własne forum dyskusyjne za darmo
Powered by phpBB © 2001 phpBB Group

Chronicles phpBB2 theme by Jakob Persson (http://www.eddingschronicles.com). Stone textures by Patty Herford.
Regulamin