Forum Kraina Cienii Strona Główna Kraina Cienii
Bójcie się śmiertelnicy bowiem nastała mroczna era...
 
 FAQFAQ   SzukajSzukaj   UżytkownicyUżytkownicy   GrupyGrupy     GalerieGalerie   RejestracjaRejestracja 
 ProfilProfil   Zaloguj się, by sprawdzić wiadomościZaloguj się, by sprawdzić wiadomości   ZalogujZaloguj 

HP i Ostatnia Bitwa

 
Napisz nowy temat   Odpowiedz do tematu    Forum Kraina Cienii Strona Główna -> Opowiadania - 6 i 7 tom HP
Zobacz poprzedni temat :: Zobacz następny temat  
Autor Wiadomość
Nicole
Administrator



Dołączył: 20 Lut 2007
Posty: 88
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/7
Skąd: Płock

PostWysłany: Śro 18:02, 21 Lut 2007    Temat postu: HP i Ostatnia Bitwa

Mója 7 część Harry'ego. Adres: [link widoczny dla zalogowanych]

***
Czarnowłosy chłopiec z blizną na czole obudził się zlany potem. Znów miał ten sen. Snape z różdżką i Dumbledore błagający o litość. Spojrzał na zegarek. Była 7:00. Chłopak wstał z łóżka i skierował się łazienki.

Tym chłopcem był Harry Potter, zwany również „Wybrańcem” lub „Chłopcem, który przeżył”. Po wykonaniu wszystkich porannych czynności zszedł po coś do jedzenia. Zrobił sobie kanapkę i wyszedł z domu. Na stole zostawił kartkę wujostwu, by się nie martwili. Skierował się do parku. Mimo iż było wcześnie słońce mocno świeciło. Harry usiadł na trawie i oparł się o drzewo. Myślał i Ginny. Doszedł do wniosku, że on jej nie kocha.

- „To musiało być tylko zauroczeni” – pomyślał.

Po chwili usłyszał jakiś szelest. Szybko wstał i ścisnął mocniej różdżkę. Z krzaków wyszedł mały kotek. Harry odetchnął z ulgą. Podszedł do kota i wziął go na ręce. Na obroży miał napisany adres: Prived Drive 8. Harry postanowił oddać kota.

Wyszedł z parku i skierował się do jego właścicieli. Przez pukanie spojrzał na zegarek. Dochodziła 8:00. Chłopak mając nadzieję, że mieszkańcy domu nie śpią nacisnął dzwonek. Otworzył mu wysoki mężczyzna wyglądający na około 35 lat.

- Dzień dobry. Czy to państwa kot? Znalazłem go w parku. – powiedział grzecznie.

- Dzień dobry. Tak to nasz kot. Agnes bardzo się ucieszy, że jej kotek się znalazł. Poroszę wejdź – powiedział mężczyzna i zaprosił go do środka. Chłopak wszedł niepewnie do domu i poszedł we wskazanym przez właściciela kierunku. Po umeblowaniu wywnioskował, że znajduje się w salonie.

- Usiądź. Jak się nazywasz chłopcze? – zapytał mężczyzna z uśmiechem.

- Jestem Harry Potter. Mieszkam niedaleko.

- Miło mi. Ja nazywam się Mark Drew. – wyciągnął do Harry’ego rękę. Chłopak uścisnął ją. Po chwili do salonu weszła kobieta. Miła długie blond włosy i oczy, które wydawały się wręcz fioletowe.

- O mamy gościa? Witaj nazywam się Carolin Drew. – powiedziała z uśmiechem.

- Harry Potter. Przyniosłem państwa kota. Miło mi. – uścisnął jej rękę.

- Agnes zaraz zejdzie. Jesteście w tym samym wieku. Zaprzyjaźnicie się. – zawołała pani Drew już w kuchni. Po kilku minutach do salonu weszła młoda dziewczyna. Miała ciemne włosy i opaloną skórę. Podeszła do Harry’eo i powiedziała:

- Cześć. Jestem Agnes. To ty znalazłeś mojego kota?

- Tak. Nazywam się Harry Potter. – odpowiedział.

- Może idźcie na balko. Zaraz wam przyniosę lemoniadę. – krzyknęła mama Agnes.

- Tak. Chodź Harry. – powiedziała Agnes wstając. Czarnowłosy również wstał. Razem poszli na duży balkon. Można było z niego zobaczyć piękny i całkiem spory ogród. Na balkonie były cztery krzesła i stolik. Harry usiadł na jednym z krzeseł, a agnes usiadła po jego przeciwnej stronie. Zaczęli rozmawiać.

- Ile masz lat Harry? Ja 16.

- Ja niedługo skończę 17. – odpowiedział.

- A ja myślałam, że masz około 19 lat. Jesteś wysoki, umięśniony i opalony. - chłopak zaśmiał się.

- Pozory mylą.

- Taak. A czym się interesujesz? – to pytanie bardzo Harry’ego zaskoczyło. Przecież nie powie jej, że Horkruksami.

- Eeee... Interesuje się sportem – skłamał.

- Naprawdę? Tata uczy mnie karate. Jeśli chcesz się uczyć to przyjdź dzisiaj o 17:00. o tej porze zaczynami. Porozmawiam z tatą. Na pewno się zgodzi. Przyjdziesz? – zapytała. Harry zastanawiał się przez chwilę i powiedział:

- Jeśli twój tata nie ma nic przeciwko to chętnie przyjdę. – dziewczyna od razu się rozpromieniła.

- To super. Tylko tata jest bardzo wymagający. Po pierwszej lekcji nie będziesz miła siły się ruszyć. – oboje się roześmiali. Rozmawiali jeszcze jakiś czas i Harry pożegnał się. Wyszedł z domu państwa Drew i spojrzał na zegarek. Była 10:25. siedział u nich dwie godziny. Po chwli zastanowienia wolnym krokiem wrócił na Prived Drive. Harry wszedł do domu i usłyszał wołanie ciotki Petunii:

- Gdzie byłeś tak długo?

- Znalazłem kota i oddałem go jego właścicielom. Zaproponowali mi lekcje karate. Mam przyjść dzisiaj o 17:00. – powiedział siadając przy stole. Z salony dobiegł go śmiech Dudley’a.

- „Pewnie ogląda telewizje” – pomyślał Harry.

- A jak się nazywają ci ludzie? – zapytała ciotka stawiając, przed nim talerz z ciastkami i sok. Chłopak trochę się zdziwił, ale już od początku wakacji zaczęli go lepiej traktować. W każdym razie ciotka.

- Drew. Mieszkając cztery domy dalej. – odpowiedział Harry popijając sok pomarańczowy

– Wuja nie ma? – zapytał.

- Nie, pojechał już do pracy. Dudley ścisz to! – krzyknęła w kierunku salony. Chłopak niechętnie wykonał polecenia matki. Harry zjadł ciastka i poszedł do siebie. W okno pukały sowy. Wybraniec otworzył okno i do pokoju wleciała Świnka i Hedwiga z listem od Hermiony. Chłopak bardzo się ucieszył, bo od dawna nie miał od nch żadnej wiadomości. Szybko otworzył list, od Rona. Pisało:

Harry!

Co u ciebie? U nas wszystko OK. Interes Freda i Georga idzie coraz lepiej. W Twoje urodziny ktoś się po Ciebie zjawi. Jeśli dostawałeś „Proroka” to pewnie wiesz, że Bagman i Diggory nie żyją. Wszyscy byli tym bardzo wstrząśnięci. Niedługo ślub Billa i Fleur. Mama bardzo się denerwuje. Niestety nie mogę Ci napisać niczego o ZF, bo sowę może ktoś przechwycić. Kończę, bo Ginny mnie woła.

Ron

Harry czytał o morderstwie Bagmana i Diggory’ego. Zostali zamordowani we własnych domach. Ministerstwo chce wszystko zatuszować.

- Auuu...! – Herwiga uszczypnęła Harry’ego w rękę, by zwrócić na siebie uwagę. Chłopak odwiązał list od nóżki sowy i zaczął czytać:

Drogi Harry!

Mam nadzieje, że u Ciebie wszystko dobrze. Niedługo się zobaczymy u Rona. Czytałeś w „Proroku” o morderstwie Bagmana i Diggory’ego? Nie mogłam w to uwierzyć, przecieć zostali zamordowani we własnych domach! Teraz nigdzie nie jest bezpiecznie. Bardzo martwię się o swoich rodziców. Nie wiesz, czy ZF ma nowych członków? Kończę, bo jadę z mamą na zakupy.

Pozdrowienia od

Hermiony

Po przeczytaniu listu Harry spojrzał na zegarek. Dogodziła 13:00. chłopak postanowił się przejść do parku. Po wyjściu z domu spotkał panią Figg.

- Dzień dobry. Czy ma pani informacje z Zakonu Feniksa? – zapytał Harry.

- Witaj Harry. Wiem tylko, że do Zakonu wstąpia niedługo nowi członkowie. Słyszałam, że chcą przyjąć Wiktora Kruma.

- Naprawdę? Hermi się ucieszy. – mruknął chłopak.

- Przepraszam cię, ale muszę już iść. Zostawiłam koty same i musze je nakarmić. – potrząsnęła torbą, w której, sądząc po grzechocie, było jedzenie dla kotów.

- Nie będę pani dłużej zatrzymywał. Do widzenia. – kobieta pomachała mu na pożegnanie i oddaliła się szurając swoimi kapciami. Po chwili Harry skierował się do parku. Usiadł na ławce i rozmyślał o dzisiejszym spotkaniu z Agnes. Po kilku godzinach rozmyślań spojrzał na zegarek. Dochodziła 17:00. Chłopak wolnym krokiem udał się do państwa Drew. W ogrodzie przed domem zobaczył Agnes i jej ojca.

- Hej Agnes! – przywitał się Harry wchodząc do ogrodu. Dziewczyna w odpowiedzi uśmiechnęła się.

- Witaj. Zaczniemy od podstaw. Podejdź tu. – powiedział pan Mark. Chłopak podszedł do nich i zaczęli ćwiczyć. Po dwóch godzinach lekcji Harry umiał już wszystko. Potrafił zapanować nad swoimi emocjami, zachować spokój w najbardziej nerwowych momentach i poruszać się szybko, i zwinnie jak kot.

- Jesteś najlepszym uczniem, jakiego miałem Harry! – powiedział zadowolony pan Drew – Jutrzejsza lekcja nie jest ci już potrzebna. Jeszcze nikt nie nauczył się tego tak szybko.

- Dzięki za wszystko. Jest pan naprawdę dobrym nauczycielem. Muszę już iść. Do widzenia. Pa Agnes. – chłopak oddalał się w stronę domu wujostwa. Po drodze myślał o tym, co musi zrobić. Gdzie szukać Horkruksów?

Jedno wiedział. Zawsze będą z nim przyjaciele.


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Dajanka
Mugol



Dołączył: 14 Lut 2007
Posty: 32
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/7
Skąd: Lublin

PostWysłany: Pią 17:04, 23 Lut 2007    Temat postu:

No więc oto co udało mi się wyłapać, było tego troszkę więcej, ale nie mogę się jakoś skupić.

Cytat:
Była 7:00.

- piszemy słownie ( była siódma rano)

Cytat:
Na stole zostawił kartkę wujostwu, by się nie martwili.

- No raczej chyba wujostwo Harry'ego dość wyraźnie do tej pory dawało do zrozumienia, że to co stanie się z Harrym zwisa im i powiewa.

Cytat:
Myślał i Ginny. Doszedł do wniosku, że on jej nie kocha.

- po pierwsze nie "i" tylko "o"
- po drugie, to jest takie... takie banalne... myślał o Ginny doszedł do wniosku, że jej nie kocha, no tak przecież to takie oczywiste i tak łatwo do tego dość... zdecydowanie mówię NIE, jeszcze dodaj, że jak Ginny się o tym dowie to powie "spoko Harry, nie przejmuj się ja kocham jednak Deana". Jeżeli chcesz się pozbyć Ginny to proponuje się trochę wysilić...

Cytat:
„To musiało być tylko zauroczeni” – pomyślał.

- brak na końcu "e"

Cytat:
Przez pukanie spojrzał na zegarek.

- Że przez co spojrzał?

[quote] Dochodziła 8:00. [quote]
- Słownie!!!

Cytat:
Otworzył mu wysoki mężczyzna wyglądający na około 35 lat.

- Słownie

Cytat:
- Może idźcie na balko.

- Zgubiłaś "n"

Cytat:
Ja 16.

- Słownie!!!

Cytat:
- Ja niedługo skończę 17.

- Słownie!!! Czy ja się powtarzam??

Cytat:
- A ja myślałam, że masz około 19 lat. Jesteś wysoki, umięśniony i opalony.

- Słownie!!! Tak Dajanko, zdecydowanie się powtarzasz.

Cytat:
- Taak.

- Przez trzy "a"

Cytat:
- Eeee... Interesuje się sportem – skłamał.

- Przez trzy "e"
- Ja bym tego nie nazwała kłamstwem, przecież Harry uprawia sport i się nim interesuje.

Cytat:
Jeśli chcesz się uczyć to przyjdź dzisiaj o 17:00. o tej porze zaczynami. Porozmawiam z tatą. Na pewno się zgodzi. Przyjdziesz?

- Słownie!!! Zapewniam, że umiem powiedzieć nie tylko to ;p.
- Yyy... jest takie coś jak zdania złożone.

Cytat:
Była 10:25. siedział u nich dwie godziny. Po chwli zastanowienia wolnym krokiem wrócił na Prived Drive.

- Nie chcem tego pisać, ale muszem... Słownie!!!
- Tak przy okazji to nie wiem dlaczego przywiązujesz tak wielką uwagę do godziny, mnie na przykład mało to obchodzi...
- "chwili"

Cytat:
Mam przyjść dzisiaj o 17:00.

- Eee... SŁOWNIE!!!

Cytat:
- Drew. Mieszkając cztery domy dalej.

- Yyy... nie bardzo rozumiem chyba "mieszkają"

Cytat:
- Nie, pojechał już do pracy. Dudley ścisz to! – krzyknęła w kierunku salony.

- Salonu

Cytat:
Chłopak bardzo się ucieszył, bo od dawna nie miał od nch żadnej wiadomości. Szybko otworzył list, od Rona. Pisało:

- "nich"
- Nie!!! "pisało" ( grrrr... wzdrygam się...), a "było w nim napisane"!!!

Cytat:
Harry czytał o morderstwie Bagmana i Diggory’ego. Zostali zamordowani we własnych domach. Ministerstwo chce wszystko zatuszować.

- Eee... nie bardzo rozumiem skoro wszyscy już wiedzą o morderstwie, to w jaki sposób chcą to zatuszować? Wymazać wszystkim pamięć?

Cytat:
Nie mogłam w to uwierzyć, przecieć zostali zamordowani we własnych domach!

- "przecież'
- List Hermiony był taki jakby nie jej, myślę, że zbytnio ją spłyciłaś... ona napisałby trochę dłuższy komentarz.

Cytat:
Dogodziła 13:00.

- Wrrr...

Cytat:
- Witaj Harry. Wiem tylko, że do Zakonu wstąpia niedługo nowi członkowie.

- "wstąpią"- ogonek

Cytat:
- Przepraszam cię, ale muszę już iść. Zostawiłam koty same i musze je nakarmić.

- "muszę" - ogonek

Cytat:
Dochodziła 17:00.

- Grrr...

Cytat:
Po dwóch godzinach lekcji Harry umiał już wszystko. Potrafił zapanować nad swoimi emocjami, zachować spokój w najbardziej nerwowych momentach i poruszać się szybko, i zwinnie jak kot.

- Jesteś najlepszym uczniem, jakiego miałem Harry! – powiedział zadowolony pan Drew – Jutrzejsza lekcja nie jest ci już potrzebna. Jeszcze nikt nie nauczył się tego tak szybko.

- Nie, nie i jeszcze raz NIE!!! Nie zgadzam się! Jako, że sama trenowałam Taekwon-do, wiem coś na temat sztuk walki. W żadnym wypadku takie cuda się nie zdażają, nawet najlepsi z najlepszych muszą ćwiczyć latami by to opanować, w kilka godzin można co najwyżej nauczyć się pary bloków, ciosów i może z jeden, dwa układy... wsio... To tutaj to kompletna klapa.

Podsumowując: Popracuj nad tekstem, popraw błędy i zastanów się mocniej nad treścią. Na szczęście nie ma ortografów, więc to pół biedy. Na razie zapowiada się czysto blogowa historia Harry super macho i piękna księżniczka... Włóż w to więcej wysiłku i nie idź na łatwiznę... ale pisz dalej, bo tylko to zapewni ci rozwój...

Pozdrawiam!!!


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Nicole
Administrator



Dołączył: 20 Lut 2007
Posty: 88
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/7
Skąd: Płock

PostWysłany: Pią 20:53, 23 Lut 2007    Temat postu:

Ok. Dzięki. Pierwsze notki mi nie wychodziły, ale to moje pierwsze opowiadanie było. Jestem już przy VIII rozdziale i już jest lepiej. Początek histori też nie teges. Ale ucze się:) Dodam drugi rozdział niedługo. Co to Ginny... Nigdy jej nie lubiłam :/ Pozbyłam się jej z życia Harry'ego, ale chyba Ci się to nie spodoba... Pozdrawiam pa

Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Dajanka
Mugol



Dołączył: 14 Lut 2007
Posty: 32
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/7
Skąd: Lublin

PostWysłany: Pią 21:33, 23 Lut 2007    Temat postu:

Nie chodzi o to, że ja lubię Ginny. Chodzi o to, żebyś się trochę wysiliła, nie da się ot tak w ciągu trzydziestu minut przekreślić paru miesięcy z kimś, kogo do tej pory się kochało.

Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Nicole
Administrator



Dołączył: 20 Lut 2007
Posty: 88
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/7
Skąd: Płock

PostWysłany: Sob 10:39, 24 Lut 2007    Temat postu: Rozdział II

Gdy Harry wszedł do domu poczuł zapach jajek na bekonie. Ciotka Petunia krzątała się przy kuchni, Dudley’a nie było, a wuj Vernon siedział na kanapie w salonie i oglądał dziennik. Spiker właśnie mówił:

- Z pilnie strzeżonego więzienia uciekł morderca; Lucjusz Malfoy. Jeśli ktoś z państwa zobaczyłby go proszę dzwonić pod numer podany poniżej. Proszę o ostrożność. Może być uzbrojony w broń palną. – Harry zastygł z jedną nogą na schodach i przysłuchiwał się spikerowi. Teraz mówił o trąbie powietrznej, która zrównała z ziemią wschodnią Anglię. Tornado w Anglii to niecodzienne zjawisko. Chłopak wszedł do salonu nadał słuchając dziennika. Właśnie pokazywano skutki tornada. Na ziemi leżało mnóstwo drzew powyrywanych z korzeniami, domu pozostały bez dachów, a z niektórych zostały same ruiny. Powywracane samochody i martwi ludzie. Dursley wyłączył telewizor i zaczął mówić coś o nic nie wartych więzieniach.

- Nawet nie powiedzieli, z jakiego więzienia uciekł ten, jak mu tam.

- Lucjusz Malfoy uciekł? To oni go w ogóle złapali? – zastanawiał się Harry.

- To ty wiesz, kto to jest? – zapytał wuj.

- Taak. On jest czar... to znaczy – poprawił się – on jest z mojego świata. Służy Voldemort’owi.

- Temu, co zabił…

- Tak – chłopak przerwał wujowi – I ta katastrofa we wschodniej Anglii to jego sprawka. Mogę się założyć, że zrobiły to olbrzymy.

- Olbrzymy? Przecież olbrzymy nie, istnieją – warknął wuj.

- Istnieją, ale ukrywają się w górach. Dumbledore, ten człowiek, który przybył po mnie w zeszłe wakacje, chciał je przekonać, by nie słuchały Voldermorta, ale najwyraźniej nie poskutkowało.

- A czy ten człowiek, nie mógł temu zapobiec? – zapytała ciotka niosąc kolację.

- Nie mógł. On nie żyje. W czerwcu zabił go człowiek, któremu ufał. Człowiek, który wydał moich rodziców! – Harry coraz mniej panował nad nerwami. Petunia stanęła nieruchomo i wpatrywała się w Harry’ego.

- W-wydał twoich r-rodziców? – chłopak kiwnął głową. Właśnie dotarło do niego, że Petunia jest siostrą jego matki. Przez chwilę wpatrywali się siebie. Po chwili chłopak oddychając ciężko usiadł do stołu i zaczął jeść. Nikt nic nie mówił. Gdy zjedli Harry postanowił powiedzieć im, że niedługo przyjadą po niego przyjaciele.

- Muszę wam coś powiedzieć. W dzień moich urodzin przybędą tu po mnie moi przyjaciele. Opuszczę ten dom na zawsze i już się nie zobaczymy. No chyba, że w jakimś nagłym wypadku, ale to jest mało prawdopodobne. To wszystko. Dobranoc. – wstał i odszedł od stołu. W drzwiach salonu minął się z Dudley’em. Wbiegł do swojej sypialni przeskakując, co dwa schodki. Po lekcji z panem Drewem był bardzo zmęczony, więc postanowił wcześniej się położyć. Gdy wrócił z łazienki wyjął z kufra książkę o Quiddytchu i położył się do łóżka. Przeczytał dwa rozdziały i jego powieki zrobiły się ciężkie. Widok zamazywał się, a po chwili powieki całkiem opadły.

Stał w dużym pomieszczeniu. Ściany pomalowane były na szkarłatno-złoty kolor. Na nich wisiały ruchome obrazy czarodziei, którzy uśmiechali się do niego. Sufit był biały. Pod ścianą stał duży regał po brzegi wypełniony książkami. Obok było duże okno z widokiem na błonia i las. Były też dwa stoliki i kilka krzeseł. Wyglądało to jak mała biblioteka.

- Witaj Harry. – chłopak dopiero teraz zobaczył mężczyznę stojącego obok regału z książkami. Miał na sobie szkarłatną szatę i czarną, przekrzywioną tiarę z literą „G”. Spod tiary widać było brązowe włosy do ramion. Krótka bródka dodawała mu powagi.

- Dzień dobry. – powiedział. Czarodziej lekko się uśmiechał.

- Pewnie zastanawiasz się, kim jestem? – Harry kiwną głową. - Nazywam się Godryk Gryffindor. Tak wiem. – dodał, gdy chłopak już otwierał usta – Jestem jego młodszym wspomnieniem. Nie, nie jestem duchem. – uprzedził jego kolejne pytanie. W głowie Harry’ego przewijało się mnóstwo pytań i nie wiedział, które zadać pierwsze.

- A, czemu tu jestem?

- Jesteś tu, by się uczyć. Wiem o przepowiedni, a teraz, kiedy Dumbledore nie ma musisz stać się potężnym magiem. Nauczę cię magii bezróżdżkowej, starożytnej i wielu potężnych zaklęć, w tym też czarno magicznych, i niewybaczalnych. Gdy tutaj mijają lata w twoim świecie nie mija nawet jedna sekunda, więc gdy się obudzisz będzie dwudziesta pierwsza dziewiętnaście, czyli ta godzina, o której zasnąłeś. Sprowadziłem tutaj również twoją różdżkę. – podał mu magicznego patyka – A teraz mam pytanie; czy wiesz, dlaczego właśnie JA będę cię uczyć? – Harry zastanawiał się chwilę, a gdy nic nie przyszło mu do głowy pokiwał przecząco głową.

- Będę cię uczył ja, ponieważ jesteś w moim domu, ale jest jeszcze istotniejszy powód. Jesteś w moim domu, dlatego że jesteś moim dziedzicem poprzez linię twojego ojca. Obecnie znajdujemy się w moim pałacu w Dolinie Godryka. Bardzo mi przykro, ale teraz nie możesz odwiedzić grobów rodziców. Zrobisz to po swoich urodzinach razem z przyjaciółmi. Teraz któryś skrzat zaprowadzi cię do twojej sypialni. Przebierzesz się w szaty, które ci da i zejdziesz z nim do głównego salonu. Tam ci powiem, co dalej. – Harry słuchał tego w milczeniu. Gdy czarodziej skończył mówić przed nimi pojawił się skrzat domowy. Miał na sobie stare prześcieradło i wyglądał na młodego.

- Proszę za mną, panie Potter. – powiedział piskliwie. Wyszli z sali i przeszli długim korytarzem do schodów. Weszli dwa piętra do góry i skrzat otworzył przed nim duże dębowe drzwi.

Ich oczom ukazał się pokój, a właściwie apartament. Ściany były koloru szkarłatnego, a na podłodze leżał pomarańczowy dywan. Naprzeciwko drzwi stał regał z książkami, po lewej stronie były drzwi, jak się Harry domyślił do łazienki. Na ścianie po lewej stronie drzwi, przez które weszli było okno. Z niego widać było jezioro i błonia. Po prawej stronie drzwi stało wielkie łóżko z czterema kolumienkami i szkarłatno-złotym baldachimem, a obok niego duże biurko. Po lewej stronie od drzwi wejściowych stała szafa. Wszystko dopełniał marmurowy kominek pod oknem i złoty żyrandol ze świecami. Gdy chłopak otrząsnął się z szoku skrzat powiedział:

- To jest pańska sypialnia. Ja nazywam się Wesołek, gdyby pan coś potrzebował proszę zawołać. Tutaj są pańskie szaty. – wskazał na szafę

– Teraz proszę założyć tę. – podał mu granatową szatę ze srebrną zapinką w kształcie Gryfa

– Proszę się przebrać, ja tu na pana zaczekam. – oszołomiony Harry wszedł do łazienki i przeżył kolejny wstrząs. Ściany wyłożone były błękitnymi płytkami, a podłoga zielonymi. Na przeciwko drzwi była duża wanna i prysznic. Po lewej stronie było lustro i szafka. Na prawo od drzwi była umywalka i mniejsze lustro. Na ścianach wisiały złote lampy. Harry szybko założył szatę i wyszedł. Na krześle przy biurku siedział skrzat. Gdy zobaczył Harry’ego wstało i podszedł do drzwi. Wyszli na korytarz i Wesołek poprowadził go piętro niżej. Szli korytarzem, który skończył się w dużym, okrągłym salonie. Na środku stała kanapa, stolik i kilka foteli. Obok była marmurowy kominek. Po lewej stronie było wielkie okno i balkon (Harry zastanawiał się jak to możliwe skoro pomieszczenie jest okrągłe, ale doszedł do wniosku, że w świecie magii wszystko jest możliwe). Na fotelu siedział Gryffindor i nucił jakąś piosenkę. Harry od razu polubił tego człowieka. Był miły i lubił żartować, zupełnie jak Dumbledore. Chłopak podszedł do niego i usiadł na fotelu po jego przeciwnej stronie. Godryk na jego widok uśmiechną się przyjaźnie.

- Teraz pouczymy się magii bezróżdżkowej, a później nauczę cię posługiwać się Białą Bronią. Prawdziwy czarodziej musi umieć bronić się nie tyko różdżką. Chodź. Nie będziemy ćwiczyć w salonie. Zbyt wiele rzeczy może ucierpieć. – i z uśmiechem na twarzy poprowadził Harry’ego dwa piętra w górę i wprowadził do dużej sali. Było tam biurko, kilka ławek i regał z książkami; wyglądała jak stara klasa. Czarodziej machną różdżką, a ławki podsunęły się pod ściany. Stanęli naprzeciwko siebie i Gryffindor zaczął mówić:

- Magia bezróżdżkowa polega na wypowiedzeniu zaklęcia i mocnym skupieniu się na jego skutkach. Można ją też stosować jako magię niewerbalną, ale wtedy jest trudniejsza – chłopak słuchał tego w skupieniu i mruknął:

- Zawsze miałem kłopot z zaklęciami niewerbalnymi.

- Tego też cię nauczę, ale potem. Teraz… - po kilku godzinach ćwiczeń Harry opanował magię bezróżdżkową i niewerbalną do perfekcji. Gorzej było z walką na miecze. Harry kilka razy lądował na ziemi i pod ścianą. Po czterech godzinach usiadł wyczerpany na podłodze ciężko dysząc. Godryk uśmiechał się do niego.

- Jak na pierwszą lekcję całkiem nieźle. Jesteś szybki i zwinny. Jeszcze kilka lekcji i wszystko opanujesz. Teraz coś dla rozrywki. Może polatamy? – zaproponował.

- Ale ja nie mam miotły.

- To się da załatwić. Ściągnę ją z twojego pokoju. Wesołku, sprowadź miotłę Harry’ego. – powiedział do skrzata, który zjawił się na dźwięk swojego imienia. Skrzat wybiegł z sali, a po chwili wrócił z Błyskawicą Harry’ego. Chłopak nawet nie pytał jak skrzat sprowadził jego miotłę i wyszedł za Gryffindorem.

Wyszli na błonia i czarodziej poprowadził Harry’ego w stronę jeziora. Okazało się, że niedaleko jest całkiem spory stadion do Quiddytcha. Godryk odbił się nogami od ziemi i wystrzelił w górę jak pocisk. Harry zrobił to samo. Wiatr zmierzwił mu włosy i chłopak całkowicie zapomniał o zmęczeniu. Przyspieszył i wykonał serię skomplikowanych zwrotów, młynków i spirali. Czarodziej obserwował go z zadowoleniem. Po chwili dołączył do niego.

Latali tak około dwóch godzin i wrócili do pałacu. Gdy tylko Harry wszedł do swojej sypialni położył się i zasnął. Pierwszy raz od dawna nie miał koszmarów. Zdawało mu się, że nie minęła minuta, a usłyszał:

- Niech się panicz obudzi. Kolacja gotowa. – Wesołek szturchał go w żebra. Harry przetarł oczy i doszły do niego wydarzenie dzisiejszego dnia. Wstał i poszedł do łazienki przemyć twarz. Potem poszedł za Wesołkiem do jadalni. Przy stole siedział już Gryffindor. Po zjedzonej kolacji Harry wrócił do swojej sypialni i gdy tylko położył się na łóżku zasnął. Następnego dnia uczył się oklumencji i legilimencji. Miał z tym niemałe kłopoty, ale po kilku godzinach ćwiczeń opanował to. Poćwiczył też eliksiry i antidota. Bez Snape’a dyszącego mu nad karkiem umiał sporządzić napój Słodkiego snu, Eliksir Wielosokowy, regeneracyjny i wiele innych. Nadal miał problemy z takimi wywarami jak Veritaserum, ale był to bardzo trudny eliksir. Gdyby nie złe wspomnienia ze Snape’m Harry nawet gotów był polubić ten przedmiot. Nauczył się walczyć Białą Bronią, ale nadal nie był mistrzem w tej dziedzinie. Czarną Magię opanował dość szybko, a gdy pierwszy raz zabił pająka uniosła się nad nim złotawa mgiełka. Zapytał o to Godryka, a ten odrzekł, że gdy czarodziej o dużej mocy magicznej i czystym sercu pierwszy raz zabije tak się zdarza. Zazwyczaj ta mgiełka jest srebrna, ale Harry ma wielką moc. Najgorzej jednak było z magią starożytną i zapomnianą. Uczył się jej dość długo i nadal ma małe problemy. Nauczyciel powiedział, że jeśli jeszcze trochę poćwiczy to opanuje również to. Po dwóch tygodniach spędzonych na nauce Harry musiał wracać do szarej rzeczywistości. Gdy żegnał się z Gryffindorem ten powiedział:

- Pamiętaj, że miłość zawsze pomaga. Nie odtrącaj jej od siebie. Trzymaj blisko przyjaciół. Dostaniesz ode mnie kilka podarunków. Będą na ciebie czekały w kufrze. Powodzenia Harry Potterze. – i nim chłopak zdążył odpowiedzieć był już w swojej sypialny na Prived Drive numer 4. spojrzał na zegarek. Dwudziesta pierwsza dziewiętnaście. Tak jak mówił Gdyffindor. Bardzo zmęczony szybko zasnął.


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Aphrael
Moderator



Dołączył: 22 Lut 2007
Posty: 47
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/7
Skąd: z Elenium

PostWysłany: Nie 19:43, 18 Mar 2007    Temat postu:

Nie podoba mi się:/ Kolejne opowiadanie z serii Jestem Wielkim Harry'm Potterem Potomkiem Godryka Wspaniałego. Może faktycznie kolejne rozdziały bedą lepsze i zaskoczysz nas czymś:) Na razie trzymam za Ciebie kciuki:)

Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Avalon
Mugol



Dołączył: 26 Cze 2007
Posty: 6
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/7
Skąd: Zakład-Bez-Klamek

PostWysłany: Czw 10:14, 28 Cze 2007    Temat postu:

Ech...
Jak na razie kicz i tandeta.Powtarzający się motyw trzydziestu tysięcy blogasków.Nie dobrnęłam nawet do połowy drugiego rozdziału.


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Nicole
Administrator



Dołączył: 20 Lut 2007
Posty: 88
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/7
Skąd: Płock

PostWysłany: Pon 19:44, 17 Wrz 2007    Temat postu:

[size=9]Rozdział III[/size]

Nazajutrz Harry’ego obudził krzyk:

- Śniadanie! – wstał z łóżka, wziął stare jeansy i T-shirt, i poszedł do łazienki. Zszedł do salony i usiadł przy stole. Spojrzał na swoją porcję grejpfruta i zaczął jeść. Po kilku minutach wrócił do swojego pokoju i zajrzał do kufra. W środku było mnóstwo ksiąg. Czarno i Biało magicznych było najwięcej. Były też księgi z magią starożytną, zapomnianą i dużo innych. Wziął książkę pt.: „Czarna Magia dla zaawansowanych” i usiadł na łóżku. Na czytaniu zleciało mu pół dnia. Około godziny dwunastej usłyszał pukanie w okno. Na parapecie siedział brązowy puchacz z listem w dziobie. Chłopak otworzył okno i wpuścił ptaka. Ten upuścił liścik na łóżku i wyleciał z sypialni.

Harry!

Jutro o godzinie piętnastej ktoś się po ciebie zjawi. Zadaj pytanie, by mieć pewność, że to naprawdę oni.

Do zobaczenia

Lunatyk


Potter przeczytał list i schował go do kufra. Gdy zamykał wieko na dnie coś błysnęło. Wyjął kociołek i zobaczył duży, piękny miecz. Jego rękojeść wysadzana była drogimi kamieniami i brylantami, a ostrze błyszczało. Wziął miecz do ręki. Był idealny; nie za ciężki i nie za lekki. W kufrze była jeszcze pochwa na miecz. Zachwycony wpatrywał się w niego. Otrząsnął się, gdy usłyszał wołanie na obiad. Zjadł swoją porcję marchewki i wrócił do swojego pokoju. Wziął książkę do Magii starożytnej i usiadł na łóżku. Tak go to zaciekawiło, że nie zszedł na kolację. Gdy oczy zaczęły mu się kleić spojrzał na zegarek. Dochodziła dwudziesta druga. Schował książkę do kufra i usiadł na parapecie. Za dwie godziny będzie pełnoletni. Będzie mógł używać magii. Za dwie godziny jego ochrona zniknie, i Voldemort będzie mógł go tu znaleźć. Oparł czoło o szybę i przymknął oczy. Zasnął...

Obudził go głośny huk. Zeskoczył z parapetu i wyciągnął różdżkę z kieszeni spodni. spojrzał w okno i zobaczył krwistoczerwony napis:

„Twoja ochrona już nie działa Potter. Znajdę cię i zabiję, a najpierw wykończę twoich przyjaciół. Dumbledore’a już niema, nikt ci nie pomoże, nikt cię nie ochroni. Strzeż się Harry Potterze!”

Gdy chłopak skończył czytać napis rozpłynął się w powietrzu. A na jego miejscu na chwilę pojawiła się czerwona błyskawica. Harry zasnął dopiero nad ranem. Myślał nad sensem tego... ostrzeżenia. Obudził się około godziny dziesiątej. Spakował się za pomocą magii i zszedł na dół.

- Dzień dobry. O piętnastej przyjadą po mnie przyjaciele. Ochrona zapewniona przez moja matkę i Dumbledore’a już nie działa. Opuszczę ten dom na zawsze. – zakończył. Ciotka stał chwile bez ruchu, a potem nieoczekiwanie przytuliła Harry’ego.

- Przepraszam za wszystko. Uważaj na siebie. – szepnęła mu do ucha. Zdziwiony Harry nic nie odpowiedział. Wuj i Dudley wyglądali na wstrząśniętych czynem ciotki. Chłopak zjadł pomarańcza i wrócił do swojego pokoju.

- Co się stało cioci? – zapytał sam siebie.

Postanowił ostatni raz przejść się po okolicy. Skierował się w stronę domu państwa Drew. Zapukał do drzwi. Otworzyła mu Agnes.

- Ooo... Hej Harry!

- Cześć Agnes! Przyszedłem się pożegnać. Za kilka godzin wyjeżdżam. – powiedział.

- Naprawdę? Szkoda. Krótko się znaliśmy. – powiedziała smutna – Ale wejdź. - Wpuściła go do środka. W salonie siedział pan Mark, a pani Drew robiła obiad w kuchni.

- Dzień dobry.

- Witaj Harry!

- Przyszedłem się pożegnać. Niedługo wyjeżdżam. – rzekł chłopak. Rozmawiali jeszcze trochę i Harry musiał wracać, bo dochodziła 15.

- Miło mi było państwa poznać. Dowiedzenia. Pa Agnes. – pomachał im i wrócił na Prived Drive.

Zniósł swój kufer na dół i usiadł na schodach. Za kwadrans piętnasta ktoś zapukał do drzwi. Ciotka poszła otworzyć. Nagle Harry usłyszał wrzask. Wyciągnął różdżkę i pobiegł zobaczyć co się stało. Pięciu śmierciożerców weszło do domu. Jeden z nich trzymał różdżkę przy gardle ciotki.

- No, no, no Potter. Znowu się spotykamy. – powiedziała jedna z postaci. Po głosie Harry poznał Bellatriks. Poczuł ogromną złość, ale zapanował nad emocjami.

- Witaj Bella. Puśćcie ją. – wskazał na ciotkę. Bellatriks zaśmiała się szyderczo.

- Puścimy ją jak oddasz nam różdżkę. – chłopak z drwiącym uśmiechem rzucił różdżkę w najbliższy kąt.

- Nie mam różdżki, teraz ją puśćcie. – zakapturzona postać puściła ciotkę. Ta przerażona pobiegła do salonu i zamknęła drzwi

- Czego chcecie?

- Ciebie Potter. Nie masz różdżki więc mamy uproszczone zadanie. – powiedział śmierciożerca. Chłopak zaśmiał się głośno.

- Jesteście tego pewni? No to proszę, zabierzcie mnie. – powiedział spokojnie.

- Drętwota! – krzyknęła Bella.

- Protego – chłopak machnął ręką i odbił zaklęcie. Śmierciożercy wyglądali na zdziwionych

– Expelliarmus! – powiedział i zaklęcie pomknęło w stronę Bellatriks. Ta nie zdążyła się uchronić i walnęła w drzwi potrącając śmierciożercę obok. Kaptur zsunął mu się z głowy i Hawry zobaczył Notta.

- Impedimento! – krzyknął śmierciożerca, który złapał ciotkę Petunię.

- Traumn. – powiedział spokojnie Harry. Zaklęcie odbiło się od niewidzialnej tarczy i ze zdwojoną siłą uderzyło w zakapturzoną postać.

- Drętwota! Drętwota! Expelliarmus! – krzyknął Harry a pozostali śmierciożercy legli na podłogę.

Chłopak związał ich niewidzialnymi linami. Potem podszedł do Bellatriks i powiedział:

- No Bella, Voldemort nie będzie zadowolony. Znowu wam się nie powiodło, i znowu JA wam przeszkodziłem. – zaśmiał się szyderczo.

- Co powiesz na to, by cię trochę pobolało? Może jakieś zaklęcie niewybaczalne? Już umiem je rzucać. Pokazać ci? – powiedział drwiąco.

- Chyba ci pokażę. Crucio! – szepnął. Kobieta zaczęła zwijać się z bólu, ale nie krzyknęła. Spojrzała na niego nienawistnym wzrokiem i wyszeptała:

- Czarny Pan cię zajdzie i zabije. Zobaczysz. – nagle ktoś aportował się za drzwiami. Do środka weszły cztery osoby: Remus Lupin, Nimfadora Tonks, Alastor Moody i Kingsley Shacklebolt. Gdy zobaczyli śmierciożerców stanęli jak wryci. Pierwszy odezwał się Remus:

- Ty... sam ich tak... załatwiłeś? – wydukał. Chłopak kiwnął głową.

- Dla formalności zapytam. Kto mi rok temu rozkwasił nos, Tonks?

- Draco Malfoy. – powiedziała. Chłopak uśmiechnął się i przywołał swoją różdżkę. Czwórka przybyłych patrzyła na to w osłupieniu.

- Eee... Harry skąd znasz Magię bezróżdżkową? – zapytał Lupin.

- Później wam powiem. Trzeba ich zabrać. – wskazał ręka na związanych śmierciożerców.

- Teleportujemy się do Kwatery Głównej. Złap mnie za ramię Harry. – powiedział Lupin. Harry wykonał polecenie i po chwili poczuł jakby go przeciskano przez jakąś rurę. Gdy już tracił powietrze poczuł twardy grunt pod nogami.

- Chyba nigdy tego nie polubię. – mruknął, a Lupin uśmiechnął się lekko. Stali przed Norą. Wszyscy weszli do środka i wnieśli nieprzytomnych śmierciożerców. Poszli do kuchni, gdzie czekali na nich wszyscy Weasley’owie. Pani Weasley poderwała się z miejsca i podbiegła do przybyłych.

- Co się stało? Zaatakowali was? Nic wam się nie stało? – wyrzucała z siebie.

- Nic nam nie jest. Nie zaatakowali nas. Przybyli do domu Harry’ego, ale on sobie z nimi sam poradził. Gdy przybyliśmy byli już związani. – wytłumaczyła Tonks. Bliźniacy siedzący przy stole zagwizdali, a pani Weasley spojrzała na Harry’ego.

- Sam ich pokonałeś? – chłopak kiwnął głową.

- To może powiesz nam jak? – zapytał Lupin.

Chłopak chwilę się zastanawiał. Gryffindor nie zabronił mu o tych lekcjach mówić.

- Dwa dni temu gdy zasnąłem przeniosłem się w czasie. Pojawiłem się w zamku Godryka Gryffindora. On mi powiedział, że wie o prze... – zawahał się przez chwilę, ale gdy napotkał Remusa, który kiwnął głową dokończył – o przepowiedni i będzie mnie uczył magii. Powiedział też, że jestem jego potomkiem. Nauczył mnie wielu pożytecznych zaklęć, walki Białą Bronią. Znam magię starożytną, zapomnianą i bezróżdżkową. Umiem rzucać zaklęcia niewybaczalne i niewerbalne. To chyba wszystko. – gdy skończył oczy Lupina były wielkości spodków od filiżanek, bliźniacy wpatrywali się w niego z otwartymi ustami, Ron wyglądał jakby w niego piorun trzasnął, a Moody opadł na pobliskie krzesło. Przez chwilę nikt nic nie mówił. Pierwszy otrząsnął się pan Weasley.

- Możesz nam pokazać jakieś zaklęcie? – zapytał. Harry kiwnął głową.

Wypowiedział w myślach „Petrificus Totalus” i machnął ręka. Ramiona i nogi Rona zwarły się razem, a on sam runął na ziemię. Wszyscy patrzyli się na to z szeroko otwartymi ustami. Harry uśmiechnął się i cofnął zaklęcie. Ron wpatrywał się w niego zszokowany. Gdy się otrząsnęli Lupin zapytał:

- Harry, możemy porozmawiać? – Potter kiwnął głową i wyszedł za profesorem. Wyszli z domu usiedli na ławce.

- Harry muszę ci coś powiedzieć. Przyjechaliśmy tu tylko na jeden dzień. Później przenosimy się do Kwatery. Niestety ona nadal jest w domu Syriusza. – zaczął Remus. W Harrym coś drgnęło.

- Nie wrócę tam. – powiedział szybko.

- Harry, Syriusz to był mój przyjaciel. Mi też jest ciężko. – szepnął Lupin.

- On był dla mnie jak ojciec. Mogłem się go o wszystko zapytać i poradzić. Mam już tylko pana i przyjaciół. Dziś w nocy na niebie pojawiło się ostrzeżenie od Voldemorta. Przekazał mi, że mnie znajdzie i zabije, ale najpierw wykończy moich przyjaciół. Jeśli coś się stanie panu, Ronowi czy Hermionie... – chłopak ukrył twarz w dłoniach. Remus objął go ramieniem i przytulił jak syna. Harry poczuł przyjemne ciepło w okolicach serca. Była jeszcze taka osoba po stracie Dumbledore’a, która może mu pomóc. W jednej sekundzie postanowił powiedzieć o Horkruksach i treści przepowiedni Lupinowi. Usiadł prosto i zaczął:

- Muszę... Znaczy, chcę panu coś powiedzieć. Dumbledore znał treść przepowiedni i przekazał mi ją po śmierci... Po śmierci Syriusza. – westchnął i zaczął mówić ponownie – Jej treść brzmiała tak:

„Oto nadchodzi ten, który mam moc pokonania Czarnego Pana... Zrodzony z tych, którzy trzykrotnie mu się oparli, a narodzi się, gdy siódmy miesiąc dobiegnie końca... A choć Czarny Pan naznaczy go jako równego sobie, będzie on miał moc, jakiej Czarny Pan nie zna... I jeden z nich musi zginąć z ręki drugiego, bo żadne nie może żyć, gdy drugi przeżyje... Ten który ma moc pokonania Czarnego Pana narodzi się, gdy siódmy miesiąc dobiegnie końca...” – zakończył i czekał na reakcję Lunatyka. Ten wpatrywał się w niego szeroko otwartymi oczami.

- To znaczy, że... – zaczął Lupin po chwili

- Że, albo ja zabiję Voldemorta, albo on mnie. Ale to nie wszystko. Wie pan, co to są Horkruksy? – mężczyzna kiwnął głową

– W tym roku miałem dodatkowe lekcję z Dumbledor’em. Powiedział mi, że Voldemort stworzył kilka Horkruksów. Przekazywał mi informacje o ty gdzie i czym mogą być Horkruksy. Oczekiwał ode mnie, że je odnajdę i zniszczę.

- Ile... ile ich stworzył? – zapytał cicho Lupin. Harry przełknął ślinę i odpowiedział:

- Siedem. – profesor zaklął i wstał z ławki

– Dziennik Toma Riddle’a, pierścień jego dziadka i medalion Slytherina już są zniszczone. Został jeszcze jego wąż, czarka Helgi Hufflepuff, coś, co należało do Gryffindora lub Ravencawn i sam Voldemort. Muszę zniszczyć Horkruksy i zabić Voldemorta. Ale dlaczego ja? – dodał załamującym się głosem

– Ja już nie daję rady. Wszyscy, których kochałem ginęli. Najpierw rodzice, potem Syriusz, Dumbledore. Kto jeszcze zginie? Ilu ludzi on jeszcze zabije? – spojrzał na Lupina, a mężczyzna dostrzegł łzy w jego szmaragdowych oczach. Podszedł do niego i powiedział:

- Harry, pamiętaj, że masz przyjaciół. Ja, Ron i Hermiona zawsze ci pomożemy. – chłopak uśmiechnął się do niego ciepło. Po raz pierwszy od kilku tygodni naprawdę się uśmiechnął.

- Dziękuję panu. Nie wiem, co bym bez pana zrobił.

- Nie ma za co Harry. Ale mam prośbę. Jesteś już dorosły, więc mów mi Remus, albo Lunatyk. Ostatecznie zniosę też Lupin. – powiedział z błyskiem w oku.

- Dobrze... Lunio. – wyszczerzył się Potter.

- Mam jeszcze jedną wiadomość. Dzisiaj o 19 odbędzie kolacja i odczytanie testamentu... Testamentu Dumbledore’a. Przybędą tylko zaufani członkowie. Ty, Ron i Hermiona zostaniecie nowymi członkami. No to chyba wszystko. Ahh... Byłbym zapomniał. Wszystkiego najlepszego z okazji urodzin. My, znaczy Zakon Feniksa, mamy dla ciebie prezent, ale to później. Chodź już, Molly czeka.

- Remusie, mam prośbę. Nie mów o tej rozmowie nikomu, dobrze? – Lupin kiwnął głową i razem wrócili do domu. Ta rozmowa podniosła młodego Pottera na duchu. Widział przed sobą krętą ścieżkę pełną niebezpiecznych przygód ale wiedział że nie ważne co się stanie zawsze pomogą mu przyjaciele. Gdyby było trzeba oddadzą za niego życie – on za nich też. Harry zrozumiał, że nie ma na świecie nic ważniejszego niż przyjaciele; prawdziwi i wierni przyjaciele...

Weszli do domu, w którym panowała zupełna ciemność. Po chwili Lunatyk zapalił światło i Harry zobaczył sporą grupkę ludzi. Byli tam między innymi wszyscy Wealseyowie, Hermiona, Hagrid, Moody, McGonagall, Fleur i kilka osób, które widział pierwszy raz w życiu. Wszyscy zaczęli podchodzić i składać mu życzenia. Najpierw podeszli McGonagall, Moody i Lupin.

- No Potter. To wszystkiego najlepszego chłopcze. – i uścisnął mu dłoń.

- Potter. Nie wiem, co robiliście z Albusem, ale życzę ci powodzenia w dokończeniu tej sprawy. – powiedziała Minerwa.

- Jak już mówiłem Harry mamy dla ciebie pewien prezent. Bardzo trudno było nam to dostać, ale się udało. Proszę. Dbaj o niego. – powiedział Lupin i podał mu sporej wielkości pakunek.

- To jest jajo feniksa. – dodał napotykając zaskoczone spojrzenie Harry’ego.

Chłopak wybałuszył na niego oczy. Jajo feniksa? Dla niego? Ale skąd oni je wzięli?

- Dziękuję. Nie spodziewałem się. – powiedział zaskoczony. Wszyscy uśmiechnęli się i odeszli. Do Harry’ego podszedł Hagrid.

- No chłopie! Szybko wyrosłeś. Wszystkiego najlepszego. Cholibka... nie wiedziałem, co ci dać, więc kupiłem książkę. Mam nadzieję, że ci się przyda. – przytulił go prawie łamiąc żebra i odszedł. Po chwili podeszli do niego Ron i Hermiona.

- No stary, wszystkiego najlepszego. Czego tak sobie chcesz. Mamy dla ciebie wspólny prezent. Ale to już wytłumaczy Hermiona, bo ja nie łapię o co w tym chodzi. – i wyszczerzył rządek równiutkich, białych zębów.

- Oj Ron! – zawołała oburzona – A więc Harry... Wszystkiego najlepszego. Powodzenia życzę i tobie i nam, bo samego na poszukiwanie Horkruksów cię nie puścimy. A co do prezentu, to jest to koszula z łusek smoka, ale w dotyku i wyglądzie jest normalna. Jej magiczne zdolności sprawiają, że odbija zaklęcia niewybaczalne, ale zabiera przez to mnóstwo energii. Jesteś jedną z trzech osób na świecie, która taką koszulę posiada. – chłopak wytrzeszczył na nią oczy i przez chwilę stał nieruchomo.

- Odbija zaklęcia niewybaczalne? – zapytał niedowierzając. Dziewczyna pokiwała głową i odeszła. Do Harry’ego podeszli jeszcze bliźniacy, Charlie, Bill i Fleur. Po około dwóch godzinach dobrej zabawy przemówiła profesor McGonagall:

- Za kilka minut zostanie odczytany testament Albusa Dumbledore’a. Proszę wszystkich tu obecnych o przebranie się w odświętne szaty i zejście tutaj jak najszybciej. – po tej krótkiej przemowie nastąpiło milczenie i każdy poszedł się przebrać. Harry zajrzał do kufra i ze zdziwieniem zobaczył kilka nowych szat.

- Pewnie Gryffindor mi je dał. Przydadzą się. – pomyślał i wyjął szkarłatno-złotą szatę z gryfem. Nałożył ją i poczekał na Rona. Gdy Rudzielec go zobaczył zagwizdał i razem zeszli do salonu. Gdy wszyscy byli już obecni McGonagall zaczęła...

Rozdział IV

- Myślę, że testament Albusa powinien odczytać Harry. Zgadzasz się? – zapytała Minerwa. Chłopak był tak zaskoczony, że kiwnął głowa. Profesorka przekazała mu pergamin. Zaczął:

- Ja, Albus P. W. B. Dumbledore w pełni sprawny psychicznie, jak i fizycznie chcę przekazać wam moją ostatnią wolę:

* Mój dwór w Dolinie Godryka pragnę przekazać Harry’emu James’owi Potterowi

* Połowę pieniędzy z mojej skrytki przekazuję Zakonowi Feniksa na jego dalszą działalność, natomiast drugą jego część pragnę dać Remusowi Lupinowi

* Moje rzeczy osobiste, notatki, myślodsiewnię zapisuję Harry’emu James’owi Potterowi

* Moją wolą jest szkoła nadal funkcjonowała, a jej dyrektorem została Minerwa McGonagall.

Proszę was, byście nadal walczyli ze złem i nigdy się nie poddali.

A. P. W. B. Dumbledore.

Gdy Harry skończył czytać w salonie zaległa cisza. On sam nie mógł uwierzyć, że Dumbledore przekazał mu swój dwór. Wróci do Doliny Godryka, tak jak pragnął.

Jego rozmyślania przerwała profesor McGonagall:

- Do testamentu były dołączone jeszcze cztery listy. Dla Remusa, dla mnie, dla Zakonu i dla Harry’ego. Proszę. – rozdała wszystkim koperty. Harry wziął swoją nie odzywając się. Postanowił przeczytać go samemu. Przeprosił wszystkich i wyszedł z salonu. Poszedł do pokoju, który dzielił z Ronem i usiadł na łóżku. Drżącymi rękami otworzył kopertę i wyjął list. Rozprostował pergamin i zaczął czytać:

Drogi Harry!

Zapewne jest ci ciężko po mojej śmierci. Proszę Cię byś się nie załamywał. Każdy kiedyś umiera. Pisze ten list przez wyprawą po Horkruksa. Wiem co planuję Draco, ale nie próbuję go powstrzymać. Spytasz dlaczego... Ponieważ jeśli nie wykona tego zadania Voldemort zabije jego rodziców. On nie chce tego robić, ale musi. Wiesz, co to znaczy nie mieć rodziców Harry, wiesz jak jest wtedy ciężko. Draco był zmuszony to zrobić. Jednak mimo wszystko zapewne nie on mnie zabije, a zrobi to... Severus Snape. Tak Harry. Wiem, że to on mnie zabije. Kazałem mu to uczynić. Wiedziałem, że młody Malfoy tego nie zrobi i kazałem to zrobić Severusowi. Ja nadal mu ufam i proszę Cię byś też to zrobił. Zaufaj Severusowi Snape’owi Harry. Mam niezbite dowody na to, że Severus jest po naszej stronie. Jeśli z nim porozmawiasz może wyjawi Ci jakie. Właśnie Harry. Po przeczytaniu tego listu przyleci do Ciebie sowa z wiadomością od Severusa. Będzie prosił o spotkanie. Spotkasz się z nim w dworze, który ci przekazałem. Ale koniec już o Severusie.

Zapewne nie powiedziałeś nikomu o Horkruksach, prawda? Myślę jednak, że mógłbyś komuś dorosłemu powiedzieć o przepowiedni i swojej misji. Mam na myśli Remusa. On nie wyjawi naszej tajemnicy. Severusowi powiedziałem osobiście, ale nie wszystko. Powiedziałem mu tylko tyle, że Voldemort stworzył kilka Horkruksów. Jeśli potrzebowałbyś pomocy to możesz zgłosić się do niego. Będzie on ci przekazywał różne informacje dotyczące Voldemorta. Możesz, a właściwie powinieneś powiedzieć o nim Ronowi, Hermionie i Remusowi. Zapewne zrozumieją. Jeśli chodzi o kolejne Horkruksy mam pewne informacje, które znajdziesz w moich notatkach. Jest tam też kilka wspomnień, które możesz przejrzeć. Jeżeli miałbyś jakieś pytanie, możesz przyjść do gabinetu dyrektora, którym pewnie została Minerwa i porozmawiać z moim portretem.

A co do Hogwartu... Chcę byś wrócił do Hogwartu Harry. Musisz zdać OWTÓM’y i dopiero potem wyruszyć na poszukiwania. A poza tym myślę, że jeden Horkruks jest w Hogwartcie. Jest jeszcze jeden powód, byś wrócił do szkoły. Teraz kiedy mnie w niej nie ma śmierciożercy na pewno zaatakują i chcę byś pomógł nauczycielom bronić szkołę i uczniów. Wiem, że Godryk Gryffindor uczył Cię magii. Ja również przeniosłem się w czasie i byłem tam, ale nie mogłem z Tobą porozmawiać. Nie wytłumaczę Ci dlaczego, bo sam nie wiem. Musze już kończyć, bo zbliża się pora naszego spotkania.

Nie rozpaczaj po mojej śmierci, przecież jeszcze się spotkamy

Szczerze Ci oddany Albus Dumbledore


Gdy Harry skończył czytać nie mógł uwierzyć własnym oczom.

Snape jest niewinny?! Dumbledore zaplanował własną śmierć?! Niemożliwe. Chłopak przeczytał list kilka razy i doszedł do wniosku, że ma mowy o żadnej pomyłce. On ma zaufać Snape’owi? Ma z nim współpracować? Przecież to jest nierealne. Ale skoro Dumbledore nadal mu ufa, to może czas też to uczynić? Może po tym, co się stało Snape zmieni swoje postępowanie. Rozmyślania Harry’ego przerwało pukanie do okna. Spojrzał w tym kierunku i zobaczył czarną sowę. Podszedł powoli do okna i uchylił je. Ptak wleciał do środka i usiadł na szafce. Wyciągnął z gracją nóżkę z listem. Harry odwiązał pergamin i przeczytał:

Potter!

Zapewne przeczytałeś już list od Dumbledore’a i wiesz, że mam się z Tobą spotkać. Więc jutro o siedemnastej w Twoim nowy dworze w Dolinie Godryka. Weź ze sobą Granger i Weasleya. Lupinowi powiesz innym razem.

Snape


Gdy Harry przeczytał ostatnie słowo list spłonął. Chłopak postanowił zawołać przyjaciół i im o ty powiedzieć. Jak postanowił tak też zrobił. Kiedy cała trója siedziała na łóżku Harry’ego chłopak opowiedział im o listach. Oboje byli bardzo zszokowani.

- Więc to oznacza, że Snape jest niewinny? – zapytała Hermiona z głowią miną.

- Na to wygląda. Jutro musimy się dostać do Doliny Godryka. Chcę być trochę wcześniej. No wiecie, chcę odwiedzić dom i groby rodziców. – powiedział Potter.

- Jasne. Ja już idę. Za dużo wrażeń jak na jeden wieczór. Paaaa – ziewnęła Hermiona i wyszła.

Po chwili Ron również się położył, jedna Harry nie mógł zasnąć.

Myślał o swoim spadku, o domu w Dolinie Godryka. Myślał i Snape’ie. O ty jak będzie wyglądała ich współpraca. Dwóch wrogów, czy mogą przestać się nienawidzić? Prawie nierealne, ale jest cień nadziei.

Obudziły pierwsze promienie słońca padające na twarz. Wiedząc, że już nie zaśnie wstał z cieplutkiego łóżka i poszedł do łazienki. Na korytarzu minął się z Hermioną.

- Hej Harry! Dziś przenosimy się na Grimmauld Place. Musimy komuś powiedzieć, żeby zabrał nasze rzeczy. – powiedziała.

- Cześć Hermiono. Taak. Chyba powiem Remusowi, że wybieramy się do Doliny Godryka. – odpowiedział chłopak, pomachał przyjaciółce i wszedł do łazienki. Wziął szybki prysznic, założył stare spodnie po Dudleyu i poszedł obudzić Rudzielca.

- Ron? – pytanie

- Ron. – zawołanie

- Ron! - krzyk

- RON!! – ryk.

Niestety nic nie przyniosło większych rezultatów niż to że do pokoju przybiegli bliźniacy, Hermiona i Ginny.

Harry postanowił wyciągnąć ciężką artylerię. Sięgnął po swoją różdżkę mruknął:

- Aguamenti. – z jego różdżki wystrzelił strumień wody.

Ron, który przed chwilą smacznie spał, nieświadom niczego, zerwał się na równe nogi. Wyglądał jakby dopiero, co wyszedł spod prysznica.

- A gdzie pałkarze? – zapytał głupio. Wszyscy ryknęli śmiechem. Gdy chłopak otrząsnął się z resztek snu krzyknął:

- Hej! Kto to zrobił?! – nikt nie był w stanie mu odpowiedzieć, ponieważ wszyscy tarzali się po podłodze ze śmiechu.

- Hahaha. Naprawdę śmieszne. – mruknął Weasley i poszedł do łazienki.

Gdy przestali się śmiać George powiedział:

- Harry to było dobre! Ron wyglądał jakby dopiero co wyszedł spod rynny. – i ponownie ryknęli śmiechem.

[size=7]Rozdział V[/size]

Gdy opanowali chichoty zjedli śniadanie. Przy każdej możliwej okazji bliźniacy rechotali z zachowania Rona. Po śniadaniu Harry, Ron, bliźniacy, Ginny i Charlie poszli grać w Quiddytcha. Wygrała drużyna w składzie: Harry, Ginny i Ron różnicą sześćdziesięciu punktów. Po skończonej grze Harry postanowił porozmawiać z Ginny.

- Ginny możemy pogadać? – zapytał cicho.

- Jasne. Poczekaj w moim pokoju, zaraz przyjdę, ok? – chłopak pokiwał głową i poszedł do sypialni panny Weasley. Stały tam dwa łóżka, biurko, szafa i dwa kufry szkolne pod oknem. Harry usiadł na łóżku i rozejrzał się po pokoju. Ściany były zielone, a sufit biały. Na podłodze leżał szmaragdowy, włochaty dywanik. Na parapecie okna stały dwie donice kwiatów. Po kilku minutach do sypialni weszła Ginny. Chłopak zaczął:

- Chciałem z tobą pogadać o tym co się stało pod koniec roku. To uczucie... Ono już minęło. Przepraszam. To było tylko chwilowe. Nie chciałem cię ranić. Naprawdę było mi z tobą cudownie, ale to już koniec. Już cię nie kocham i chyba nigdy nie kochałem. Przepraszam... – spuścił wzrok i wpatrywał się w swoje białe adidasy. Dziewczyna nie płakała, nie okazywała najmniejszego zainteresowania tym wyznaniem. Gdy przetrawiła jego słowa powiedziała:

- Wiesz... Mi też chyba już przeszło. Bardzo cię lubię i chyba pomyliłam te uczucia. Może chciałam zrobić Ronowi na złość... Nie wiem. Ale dobrze, że to sobie wyjaśniliśmy. Może przecież być tak jak kiedyś, prawda? – powiedziała z lekkim uśmiechem.

- Jasne. I tak chyba będzie lepiej. Trochę głupio się czułem chodząc z siostrą najlepszego kumpla. – wyszczerzył zęby zszedł do kuchni. Ginny musiała się przebrać. Nie zauważył jednak, że gdy dziewczyna się odwróciła po jej policzkach stoczyło się kilka łez.
Przy stole siedzieli prawie wszyscy Weasleyowie, brakowało tylko Ginny, Lupin i Tonks. Harry zauważył, że ci ostatni trzymają się za ręce. Napotkał spojrzenie Lupina i uśmiechnął się wymownie. Mężczyzna wyszczerzył do niego zęby i szepnął coś Tonks na ucho. Ta zachichotała i spojrzała na Harry’ego. Chłopak usiadł między Ronem, a Hermioną, którzy znowu się pokłócili i rzucali sobie mordercze spojrzenia. Potter nie wnikał o co poszło tym razem, przyzwyczaił się do kłótni przyjaciół i starał się nie zwracać na nie uwagi. Pani Weasley podała pyszny obiad i wszyscy się nim zajadali. Po skończonym posiłku Lupin powiedział:

- Kufry spakowane? Zaraz się przenosimy na Grimmauld Place 12.

- Teraz? Myślałam, że przenosimy się wieczorem. – Hermiona zmarszczyła brwi.

- Zmiana planów. Za dziesieć minut w salonie z kuframi. – odpowiedziała jej Tonks. Harry poszedł po swój kufer. Stał jeszcze nie rozpakowany. Wyszedł z pokoju i zobaczył Hermionę szamoczącą się z kufrem na schodach. Podszedł do niej i wypowiedział zaklęcie:

- Wingardium Leviosa. – kufer uniósł się w powietrze i szybował przez Harrym. Swój ciągnął za sobą.

- Dzięki. Zapomniałam o magii. – uśmiechnęła się i razem zeszli do salonu. Po chwili przybyli bliźniacy i Ron.

- Harry teleportuje się z Hermioną, Fred z Ronem, George z Ginny. Reszta sobie poradzi. Najpierw ja i Tonks. Później Hermiona i bliźniacy. To w drogę. – zakończył Lupin i wyszedł na podwórze. Po chwili usłyszeli pyknięcie i Lunatyka nie był. To samo z Tonks. Hermiona i Harry wyszli na środek podwórza i dziewczyna powiedziała:

- Na trzy. Raz... dwa... TRZY! – chłopak poczuł znajome uczycie przepychania przez rurę. Mocniej zacisnął dłoń na kufrze i po chwili stanął na twardym gruncie. Po kilku minutach pojawili się wszyscy. Harry pomyślał: „Grimmauld Place 12” i stanął przed nimi duży dom. Weszli do środka i Harry zobaczył jak dużo zmieniło się przez ten rok. Dawniej ciemny przedpokój oświetlony był czerwonymi lampami. Znikły łuszczące się tapety, a ściany pomalowane były na szkarłatny kolor, na podłodze leżał puszysty, czerwony chodnik. Ze ścian spoglądały na nich roześmiane portrety. Przeszli przez długi korytarz i dotarli do drzwi. Zeszli na dół do kuchni. Na środku pomieszczenia stał okrągły, dębowy stół, wokoło niego stało kilkanaście krzeseł. Nad stołem połyskiwał kryształowy żyrandol. Ściany pomalowane były na pomarańczowo, a sufit był biały. Meble były zrobione z tego samego drewna co stół. Harry usiadł na krześle i rozejrzał się po pomieszczeniu. W niczym nie przypominał kuchni sprzed dwóch lat.

- Zaprowadzę was do pokoi. Około godziny dziewiętnastej przybędą nowi członkowie. Będzie spotkanie Zakonu do które przyjęci zostaną Harry, Hermiona, Ron, Fred i George. Teraz chodźcie. – powiedział Lupin. Młodzi Weasleyowie, Harry i Hermiona poszli za Lunatykiem. Gdy wchodzili po odnowionych schodach Harry spostrzegł, że ze ścian znikły głowy skrzatów. Weszli na drugie piętro i Lupin powiedział:

- Drzwi na prawo to sypialnia Harry’ego i Rona, na lewo Harmiona i Ginny. Obok sypialni chłopców pokój mają bliźniacy. Idźcie się rozpakować. – zakończył i zszedł na dół.

- Dobra, chodź Ron. Hermiona, jak się rozpakujesz to przyjdź do nas. – Harry wziął swój kufer i wszedł do pokoju. Po prawej stronie drzwi stały dwa łóżka, obok każdego była mała szafka nocna. Po przeciwnej stronie łóżek było okno. Po lewo od drzwi stała duża szafa z lustrem. Obok okna stało biurko. Na podłodze leżał zielony dywan. Ściany pomalowane były na lazurowo, a sufit był błękitny. Harry kończył rozpakowywać swój kufer, gdy do pokoju weszła Hermiona. Usiadła n łóżku Harry’ego i zapytała:

- To kiedy wyruszamy?

- Za chwilę, tylko się rozpakuje. – odpowiedział chłopak. Po kilku minutach wyszli z pokoju i zeszli do kuchni.

- Remus, możemy porozmawiać? – Potter zwrócił się do Lunatyka.

- Jasne. – odpowiedział i wyszli na korytarz

– O czym chciałeś rozmawiać?

- Ja z Hermioną i Ronem wybieramy się do Doliny Godryka. Nie chcemy, żeby ktoś z nami leciał. Poradzimy sobie sami. Na pewno wrócimy na kolację i zebranie Zakonu. Powiem ci o co chodzi, ale jak wrócę. To wszystko. – zakończył.

- Na pewno nie chcesz nikogo na wszelki wypadek?

- Nie. Nikogo za mną nie wysyłajcie. Poradzimy sobie.

- Dobrze. To ruszajcie. Tylko uważajcie. – poklepał go po ramieniu i wrócił do kuchni. Harry skinął głową na przyjaciół i opuścili dom. Chłopcy złapali Hermionę za ramię i deportowali się. Wylądowali niedaleko małego lasku. W pobliżu słychać było szum strumyka. W dole widać było małą dolinę. Zeszli wąską ścieżką i znaleźli się na zatłoczonej uliczce.

- To gdzie idziemy? – zapytała Hermiona.

- Nie wiem. Może kogoś zapytamy? – zaproponował Harry. Nie słysząc sprzeciwu podszedł do mężczyzny w średnim wieku i powiedział:

- Przepraszam, czy wie pan może, gdzie był dom Potterów?

- Potterów? Przykro mi, ale nie wiem. Może w barze będą wiedzieć. Zapytaj barmana Boba. – odpowiedział i szybko się oddalił.

- Nie wiem. Powiedział, że mamy iść do baru. Chodźcie. – powiedział Harry podchodząc do przyjaciół skierowali się do baru o nazwie: „W dolinie”. Weszli do środka i ruszyli do barmana.

- Przepraszam, czy wie pan gdzie był dom Potterów? – zapytał wysokiego mężczyznę z wąsikiem.

- Potterów? Na końcu doliny ruiny białego domu. – odpowiedział z uśmiechem.

- Dziękuję, a gdzie jest cmentarz?

- Musicie iść na obrzeża doliny. Tam będzie ścieżka, idźcie nią do końca i traficie na cmentarz.

- Dziękujemy panu. Bardzo nam pan pomógł. – powiedział Harry z wdzięcznością.

- Nie ma za co. i nie mówcie mi per „pan”, czuję się z tym strasznie staro. Bob. – wyciągnął rękę z stronę Harry’ego.

- Harry Potter. – mężczyzna zamarł z wyciągniętą ręką.

- Potter... dlatego tak bardzo przypominałeś mi James’a. Jesteś do niego Bardzo podobny. Tylko oczy...

- Mam po mamie. Wiem. Wszyscy mi to mówią. – uśmiechnął się lekko.

- Jeszcze raz dziękujemy. Dowiedzenia. – pożegnali się i wyszli. - Najpierw idziemy do domu, później na cmentarz. – powiedział młody Potter i ruszyli.

Po kilku minutach ciszy doszli.

W miejscu gdzie szesnaście lat temu stał przytulny dom, teraz były tylko sypiące się ściany, drzwi trzymające się na jednym zawiasie i dziurawy dach. Przed budynkiem, niegdyś zielony i zadbany ogródek, pełen był chwastów. Stary, drewniany płot domagał się konserwacji i malowania. Na furtce wisiała metalowa tabliczka z napisem: „Ul. Zapomniana 17”.

Na sam widok człowiekowi ciarki przechodziły po plecach.

Przyjaciele przeszli przez furtkę, która spadła z łozgotem na brukową ścieżkę. Przeszli ostrożnie przez drzwi i stanęli na skrzypiącej podłodze. Wyglądało na to, że stoją w holu. Prosto przed nimi był salon, a na prawo kuchnia. Weszli do salonu i rozejrzeli się; na środku stał mały stolik i dwa fotele, obok stała kanapa, a przy ścianie komoda. Po prawej stronie był ceglany kominek. Nad nim wisiało zniszczone zdjęcie całej rodziny Potterów. Harry podszedł do kanapy i podniósł coś z podłogi. Przyjaciele podeszli do kucającego chłopaka i spojrzeli na przedmiot, który trzymał w ręku. Był nim mały, zniszczony, pluszowy miś. Hermiona położyła rękę na ramieniu przyjaciela i ścisnęła je lekko. Chłopak spojrzał na nią błyszczącymi oczami. Wstał i powiedział twardo:

- Znajdę go. Kiedyś go znajdę i zabiję. Zemszczę się za tych wszystkich ludzi. Za rodziców, Syriusza... Zemszczę się... – zacisnął dłoń na pluszaku i wyszedł z domu. Dwójka jego przyjaciół rozejrzała się smutnym wzrokiem po pokoju i wyszła za Potterem. Harry stał tyłem do nich i parzył w ziemię. Podeszli do niego i Ron klepnął go po plecach dodając mu otuchy. Chłopak westchnął i ruszyli na obrzeża wioski. Szli kilka minut w milczeniu, aż wreszcie odezwała się Hermiona:

- Harry? Pamiętaj, że zawsze będziemy z tobą. Nigdy cię nie zostawimy. – ścisnęła jego dłoń, a on odwzajemnił uścisk. Szli jeszcze kilka minut, aż dotarli na miejsce. Cmentarz ogrodzony był kamiennym murem.

- Gdzie mamy iść? – zapytał Ron.

- Zaraz kogoś zapytamy. – mruknął Harry i zwrócił się do przechodzącej kobiety

– Przepraszam, czy wie pani gdzie jest grób Potterów? – kobieta rozejrzała się wokoło powiedziała:

- Potterów? Lily i James’a? – Harry spojrzał na nią i zapytał:

- Znała pani moich rodziców?

- Znałam. Bardzo dobrze.

- Czy moglibyśmy się kiedyś spotkać? Teraz nie mam czasu, a bardzo chciałbym z panią porozmawiać. – powiedział Potter patrząc uważnie na kobietę. Chwilę się zastanawiała i odpowiedziała:

- Dobrze. Kiedy ci pasuje?

- Może... W sobotę o szesnastej w moim domu. Wie pani gdzie był dwór Dumbledore’a w Dolinie Godryka?

- Tak. - To tam proszę przyjść. To mój dom. – Harry uśmiechnął się przyjaźnie. Kobieta kiwnęła głową i kazała iść za sobą. Szli chwilę, aż doszli do małego, zaniedbanego pomnika.

- Harry, to my cię zostawimy. – powiedziała Hermiona i pociągnęła Rona do ławki.

Harry klęknął na kolano i zmówił krótką modlitwę. Potem uprzątnął grób i zapalił znicza. Spojrzał na małą tabliczkę i przeczytał:

Lillian i James Potter Zmarli 31 października 1990 roku

„Czas jest wielkim naszym skarbem, Mówią nawet, że to miłość”

Jak niewiele zostaje po człowieku na ziemi? Tabliczka i kilka słów. Imię, nazwisko, data śmierci. W sercach bliskich ludzi rozpacz i smutek. Mówią, że czas leczy rany. Ale czy tak jest naprawdę? Czy wszystkie rany mogą się zagoić? Czy po kilkunastu latach człowiek przestanie cierpieć po stracie bliskiej osoby?

Naprawdę warto kochać ludzi, bo tak szybko odchodzą.

[size=7]Rozdział VI[/size]

Wrócili do wioski i zaczęli szukać domu Dumbledore’a. Wreszcie go znaleźli.

Dom był bardzo oddalony od wioski. Niedaleko szumiał strumyk, a z drugiej strony był las. Cała posiadłość otoczona był pięknym i wysokim żywopłotem. Weszli do ogrodu i ich oczom ukazał się najpiękniejszy dwór jaki widzieli.

Cały wykonany był z drewna. Sprawiał wrażenie przyjemnego. Przeszli ścieżką i doszli do dużych drzwi. Harry zastukał i po chwili w okienku ukazała się głowa skrzata.

- Czego chcecie, sir? – zapiszczał.

- Nazywam się Harry Potter. Albus Dumbledore przekazał mi tę posiadłość. – odpowiedział spokojnie Harry. Skrzat znikną i po chwili drzwi otworzyły się przyjaciele weszli do środka. Stał przed nimi młody skrzat odziany w kolorowy sweter i fartuch.

- Witam panie Potter. Nazywam się Zyziu. Profesor Dumbledore uprzedził mnie, że pan się tu pojawi. Proszę dalej. – skrzat poprowadził ich do salonu. Usiedli na wiśniowej kanapie przed kominkiem i rozejrzeli się po pokoju. Ściany wytapetowane były na kremowo. Po ścianą stała komoda pełna książek. Obok były drzwi do ogrodu. Na podłodze leżał purpurowy dywanik.

- Czy pan Potter, już teraz chce się przenieść do swej posiadłości? – zapytał skrzat.

- Nie. Teraz jestem tu by się z kimś spotkać. Ale za kilka dni powinienem się przenieść. Za kilka minut przybędzie tu mój gość. Czy ktoś mógłby nas powiadomić o jego przybyciu? Chcemy iść do ogrodu. –Harry spojrzał na skrzata.

- Oczywiście, sir. Ktoś państwa powiadomi. – opowiedział skrzat.

- Dziękujemy. Chodźcie. – powiedział do przyjaciół i wyszli z salonu. Ogród otaczał całą posiadłość. Trawa była nisko ścięta, ścieżka prowadząca do domu obrośnięta była świerkami, kilka drzew dawało cień. Harry odkrył, że za ogrodem jest boisko do Quiddytcha. Przeszli się chwilę i usiedli pod rozłożystym świerkiem.

- Ciekawe, jak będzie wyglądała ta rozmowa ze Snape’m. – powiedziała Hermiona. Harry mruknął coś, co brzmiało jak: „Jeśli się nie pozabijamy to już będzie coś.” Po kilku minutach przyszedł po nich skrzat i powiedział:

- Pan Snape czeka w salonie. – i zniknął. Harry wraz z przyjaciółmi wrócił do domu. Na jednym z foteli w salonie siedział były najmniej lubiany nauczyciel w Hogwarcie. Harry miał przemożną ochotę rzucić się na niego, ale zdołał się powstrzymać. Podszedł do niego bezszelestnie i powiedział drwiąco:

- Witam, profesorze. – mężczyzna szybko wstał z fotela i wyciągnął różdżkę. Harry usiadł na kanapie i wskazał Mistrzowi Eliksirów fotel. Jego przyjaciele usiedli po obu jego stronach. Severus usiadł ostrożnie i schował różdżkę.

- No to czekamy na wyjaśnienia. – powiedział Harry wpatrując się uważnie w Snape’a. Przez chwilę trwała krępująca cisza, aż wreszcie Snape powiedział chłodno:

- Myślę, że Dumbledore wyjaśnił ci wszystko w liście.

- Napisał mi tylko, że jesteś niewinny, i mam ci zaufać. Nic więcej na ten temat. Chce wiedzieć, czemu to zrobiłeś... zrobiliście. – powiedział Harry bardziej również zimnym tonem. Snape wpatrywał się w chłopaka i po chwili odpowiedział:

- Dumbledore to wymyślił. Stwierdził, że będziesz bezpieczniejszy, bez niego, że Czarny Pan chce dostać również jego i może do tego wykorzystać ciebie. Zrobił to dla waszego dobra. Tak mówił. Próbowałem mu to wybić z głowy, mówiłem, że nie będziesz zadowolony kiedy dowiesz się prawdy, ale to nic nie dało. On zawsze postawi na swoim. Nie mogłem mu odmówić. – zakończył. Harry chwilę nic nie mówił, a potem wybuchł:

- Nie wierzę! Nie wierzę, że to zrobił! Nie wierzę, że nie mógł... nie mogliście wymyślić innego rozwiązania. Musiało być jakieś inne wyjście! – nie zauważył, że wstał. Oddychał ciężko. Szklanka stojąca na stole pękła z trzaskiem. Snape spojrzał na niego i powiedział:

- Uspokój się Potter, bo źle się to dla nas skończy. Panuj nad nerwami. – nagle Snape poczuł, jak jego lewe przedramię robi się ciepłe. Szybko wstał i złapał się za rękę. Widząc to Harry powiedział:

- Znak…? – mężczyzna kiwnął głową i mruknął:

- Muszę iść. Jak będziemy musieli się spotkać, powiadomię cię jakimś sposobem. – skinął głową do Pottera i opuścił dom. Przez kilka minut nikt nic nie mówił. Wreszcie odezwała się Hermiona:

- Chyba powinniśmy wracać. Za kwadrans jest kolacja. – chłopcy zgodnie pokiwali głowami i Harry zawołał:

- Zyziu! – przez nimi zmaterializował się skrzat domowy.

- Tak, sir? – zapytał.

- Niedługo może przeniosę się tutaj. Bez mojej zgody nikogo nie wolno ci tu wpuszczać dobrze?

- Tak panie.

- Dobrze. To mu już idziemy. Na razie Zyziu.

- Pa. – wyszli na zewnątrz i teleportowali się na Grimmauld Place. Grimmauld Place 12 Przez nimi wyrósł dom. Weszli do środka i poszli o kuchni. W środku siedzieli wszyscy członkowie Zakonu.

- W sam raz. Właśnie zaczynamy. – powiedział Lupin. Rozpoczęło się zebranie.

- Witam na zebraniu Zakonu feniksa. Dziś przyjmiemy pięcioro nowych członków. Zacznijmy od Harry’ego. Każdy może oddać jeden głos na jedną osobę. Jeżeli więcej będzie na tak zostajesz przyjęty, jeśli na nie – nie. – Harry wstał. A Lupin pytał po kolei:

- Minerwo?

- Tak.

- Alastorze?

- Tak.

- Tonks?

- Jasne, że tak.

- Kingsley?

- Zgadzam się.

- Doge?

- Chłopak jest gotowy. Zgadzam się. – pani Weasley pobladła.

- Hestia?

- Tak.

- Molly?

- Nie! Harry jest za młody!

- Artur?

- Zgadzam się. – pani Weasley pobladła jeszcze bardziej.

- Bill?

- Tak.

- Fleur?

- Nie. ‘Arry być za mlody.

- A więc jest dziewięć do dwóch. Harry zostaje członkiem Zakonu. – powiedział Lupin, a wszyscy zebrani zaklaskali.

- Ale jakie dziewieć? Tylko osiem osób głosowało. – powiedziała zdziwiona pani Weasley.

- Ale ja także jestem za. – uśmiechnął się Lunatyk. Podobnie przebiegło głosowanie Rona i Hermiony. Oboje zostali przyjęci. Fred i George również.

- Dobrze. O zebraniach będziecie powiadamiani przez jakiś członków. Możecie iść. – powiedział Lupin. Przyjaciele opuścili kuchnię.

^^^

Ok. Dodałam. Proszę pisać. Wiem, iż narazie jest to kicz i tandeta (jak już ktoś napisał), ale to były początki. Jeszcze kilka rozdziałów i będzie lepiej. Proszę, postarajcie się przebrnąć!

Pozdr.


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Wyświetl posty z ostatnich:   
Napisz nowy temat   Odpowiedz do tematu    Forum Kraina Cienii Strona Główna -> Opowiadania - 6 i 7 tom HP Wszystkie czasy w strefie EET (Europa)
Strona 1 z 1

Skocz do:  

Możesz pisać nowe tematy
Możesz odpowiadać w tematach
Nie możesz zmieniać swoich postów
Nie możesz usuwać swoich postów
Nie możesz głosować w ankietach


fora.pl - załóż własne forum dyskusyjne za darmo
Powered by phpBB © 2001 phpBB Group

Chronicles phpBB2 theme by Jakob Persson (http://www.eddingschronicles.com). Stone textures by Patty Herford.
Regulamin