|
Kraina Cienii Bójcie się śmiertelnicy bowiem nastała mroczna era...
|
Zobacz poprzedni temat :: Zobacz następny temat |
Autor |
Wiadomość |
Dajanka
Mugol
Dołączył: 14 Lut 2007
Posty: 32
Przeczytał: 0 tematów
Ostrzeżeń: 0/7 Skąd: Lublin
|
Wysłany: Pią 9:55, 16 Lut 2007 Temat postu: Odzyskany Dom |
|
|
Witam =] Oto moje drugie opowiadanie, tak naprawdę jest to kontynuacja po czwartym tomie, ale pierwsze dwa rozdziały będą dotyczyły życia Harry'ego przed pójściem do szkoły Magii. Tak jak poprzednio zachęcam do konstruktywnej krytyki. Pozdrawiam i buziaki!
ROZDZIAŁ 1
- Ty mały gówniarzu, nawet nie waż mi się uciekać! – Wrzeszczał otyły mężczyzna. – Zaraz mnie popamiętasz, dam ci nauczkę tak, żebyś wiedział na przyszłość, że masz wypełniać wszystkie moje polecenia bez żadnego zająknięcia.
Harry skulił się przed pierwszym uderzeniem, którego siła i tak powaliła go na ziemię. Poczuł kopnięcie w brzuch, co zmusiło go do skulenia się do pozycji embrionalnej, ale i tak to nic nie pomogło. Wuj zmusił go do stanięcia na nogi, by z całej siły popchnąć go na szafę z lustrem, które rozbiło się na kawałki, wbijając się boleśnie w skórę chłopca. Jednak na tym się nie skończyło. Poczuł kolejne uderzenie i kolejne... ale nie krzyknął i nie zapłakał. Czekał, aż wszystko się skończy i będzie mógł się schować w swojej komórce.
Harry powoli otwierał oczy, nie mógł się ruszyć, wszystko go bolało. Ze zdziwieniem stwierdził, że leży w dziecięcym łóżeczku, ale nie takim normalnym, tylko takim, jakie są w szpitalach. Chciało mu się pić, ale bał się odezwać, bał się, że zaraz znowu wróci jego wuj... Postanowił poczekać, aż coś się wydarzy, jednak po pięciu minutach znowu stracił przytomność.
Tym razem obudził go silny ból, łzy cisnęły mu się do oczu, ale on nie miał zamiaru płakać. Ktoś przy nim był, delikatnie ujął jego dłoń, by zaraz potem wbić w nią igłę. Harry jęknął cicho.
- Ciii... spokojnie kochanie... już wszystko będzie dobrze. – Usłyszał cichy szept koło ucha, ktoś zaczął go głaskać po głowie, to było takie inne od tego, co do tej pory znał, takie dobre. – Ciii... nie bój się Harry... już dobrze, zaraz przestanie cię boleć.
Usłyszał, jak ktoś wchodzi do pokoju.
- Co z nim? – zapytał jakiś męski, dość zimny głos.
- Właśnie się ocknął, panie doktorze.
Harry postanowił otworzyć oczy, ujrzał nad sobą otyłego mężczyznę, tak podobnego do... do... drgnął, chciał się schować, uciec stąd jak najdalej.
- Spokojnie Harry, nie bój się mnie – powiedział mężczyzna, tym razem spokojnym, bardzo ciepłym tonem i pogłaskał chłopca po policzku. – Muszę cię zbadać, to nie będzie bolało.
Harry nic nie odpowiedział, czuł tylko, jak mężczyzna delikatnie bada jego chude ciało, gdy skończył, usiadł obok niego i wziął go za rączkę.
- I jak panie doktorze? – spytała kobieta.
- Najgorsze już za nami, ale jeszcze parę przeszkód musimy pokonać. Jest bardzo osłabiony, dlatego jego organizm będzie potrzebował czasu, by się zregenerować. Niestety czeka go parę bolesnych zabiegów i badań, a jak wytłumaczyć trzylatkowi, że to, co się robi, to wszystko dla jego dobra. Bałem się, że może z tego nie wyjść, te dwa tygodnie były naprawdę krytyczne, ale teraz mam nadzieję, że będziemy powoli iść do przodu. Martwi mnie jeszcze ta gorączka, nie daje się zbić lekami.
- To straszne... dlaczego takie małe dzieci muszą tak cierpieć – kobieta ze smutkiem popatrzyła na małego, chudego chłopczyka leżącego w łóżeczku, podłączonego do najróżniejszej aparatury. Zaledwie wczoraj rano odłączyli go od respiratora, przez dwa tygodnie walczyli o jego życie. Jest taki bezbronny i cichy, nawet teraz nie zapłakał, choć musiał odczuwać silny ból. Wzięła książeczkę z szafeczki nocnej i zaczęła czytać chłopcu, aż ten wreszcie zasnął.
Następne kilka tygodni były pasmem cierpienia i nieustannego bólu. Harry cierpiał jednak w ciszy. Lekarze i pielęgniarki dziwili się temu małemu, cichemu trzylatkowi. Dzieci w takim wieku zazwyczaj na najprostsze nawet zabiegi reagowały płaczem, wynikało to z prostego faktu, jakim był strach przed nieznanym. Harry natomiast czasami tylko jęknął cichutko i to wszystko. Personelowi serca ściskały się z żalu na widok tego trzylatka leżącego bezbronnie w szpitalnym łóżeczku, przyjmującego wszystko w ciszy i spokoju. Od czasu do czasu do chłopca zaglądała jego ciotka, ale miała na głowie jeszcze jednego trzylatka i w sumie to było zrozumiałe, że poświęca więcej czasu swojemu synkowi niż siostrzeńcowi, dlatego też personel szpitala starał się ulżyć jak najbardziej malcowi. W nocy zawsze ktoś przy nim czuwał, bo chłopiec często miewał koszmary, krzyczał i rzucał się przez sen, a gdy wreszcie dało się go dobudzić, spoglądał na swojego opiekuna dużymi, zielonymi oczami, najpierw ze strachem a potem z wdzięcznością, następnie odwracał główkę na bok, zaciskał piąstkę na metalowym pręcie łóżeczka i wpatrywał się w jakiś sobie tylko znany punkt, by po godzinie znowu pogrążyć się w niespokojnym śnie.
Harry nie chciał wychodzić ze szpitala, ze strachem myślał o dniu, w którym wróci do domu wuja i ciotki. Tutaj było mu dobrze, zawsze ktoś do niego przychodził. Najbardziej lubił towarzystwo wolontariuszki Diany, pogodnej i uśmiechniętej i, co najważniejsze, była przy nim zawsze, gdy jej potrzebował, gdy cierpiał po jakimś szczególnie bolesnym zabiegu. Była przy nim, gdy go usypiali do operacji, gdy się po niej wybudzał. Często przychodziła do szpitala z gitarą i obchodziła cały oddział, śpiewając dzieciom piosenki. Salę Harry’ego zostawiała na koniec, by z Harrym spędzić resztę czasu. Tak było i dzisiaj.
- Cześć misiek! – Drzwi do sali Harry’ego otworzyły się i stanęła w nich młoda, uśmiechnięta dziewczyna. – To co dzisiaj robimy?
Odpowiedziała jej cisza, Diana podeszła do łóżeczka, w którym leżał Harry.
- No co jest słońce?
- Boli – wyszeptał słabo chłopiec.
Dziewczyna bez namysłu wzięła chłopca na ręce, był taki leciutki i chudy. Zaczęła go kołysać, śpiewając mu przy tym cichutko piosenkę. Harry wtulił się w zaoferowane mu ciepło. Po policzkach dziewczyny popłynęły łzy smutku, tak bardzo chciała ulżyć w cierpieniu tego małego dziecka. Pokochała tego cichego trzylatka, podziwiała go. Oddałaby wszystko, by móc zobaczyć, choć raz, jak się uśmiecha, ale tak naprawdę i szczerze. Dokładnie pamiętała dzień, w którym po raz pierwszy zobaczyła Harry’ego. Leżał w swoim łóżeczku tak cichutko, jak teraz w jej ramionach, podczas gdy pielęgniarka robiła mu zastrzyk, a on nawet nie jęknął, jedyną oznaką tego, że to sprawiło mu ból, była mocniej zaciśnięta piąstka na kocyku. Podeszła wtedy do niego i zaczęła głaskać po policzku, tak bardzo chciała wziąć go na ręce, przytulić i zabrać stąd, ale nie mogła, nie mogła go nawet podnieść, przez długie tygodnie Harry musiał leżeć i nie można było go ruszać. Zaledwie wczoraj po raz pierwszy mogła go tak naprawdę przytulić, pamiętała, jak wyciągnęła do niego ręce, a ten, chociaż miał do niej zaufanie, nieznacznie drgnął. Podniosła go delikatnie, starała się mu sprawić jak najmniej bólu. Przytuliła go wtedy, a po jej policzkach, tak jak i teraz popłynęły łzy.
- Wszystko będzie dobrze skarbie. Diana nigdy cię nie zapomni.
Harry otworzył swoje duże, zielone oczy.
- Kocham cię – wyszeptał, wtulając się mocniej w ramiona Diany, choć sprawiało mu to ból. – Nie zostawiaj mnie.
- Harry, ale ty masz rodzinę, masz ciocię i wujka, i musisz do nich wrócić.
- Nie chcę.
- Wiem skarbie, wiem... gdyby tylko mnie posłuchali, ale ja nic nie mogę przeciw nim, mówią tylko, że nie ma na to dowodów, a ty jesteś za mały...
- Ja nie chcę... – chłopczyk kurczowo uczepił się jej dłoni... – nie chcę... kocham cię mamo.
Dianie w tym momencie mocniej zabiło serce i już wiedziała, że dla tego chłopca zrobiłaby wszystko. Ona wiedziała, co się tak naprawdę stało i choć Harry jej nic nie powiedział, wiedziała, że Harry jest dzieckiem maltretowanym, ale nikt nie chce jej słuchać. Ale te trzy słowa... oddałaby wszystko, by móc je słyszeć codziennie.
- Też cię kocham słoneczko.
Harry usnął, a ona jeszcze przez długie godziny przy nim czuwała, nie wypuszczała go z ramion, chociaż było jej już niewygodnie. Wiedziała, że nigdy nie zapomni tego chłopca. Harry wkradł się jej głęboko do serca i już na zawsze będzie w nim zajmował szczególne miejsce. Od tego dnia starała się ograniczać odwiedziny u chłopca, musiała go przyzwyczajać do tego, że niedługo jej zabraknie i choć serce się jej krajało, gdy widziała jego cierpienie, nie mogła postąpić inaczej, wiedziała, że Harry w końcu o niej zapomni, podczas gdy ona nadal będzie o nim pamiętać.
Post został pochwalony 0 razy
|
|
Powrót do góry |
|
|
|
|
Dajanka
Mugol
Dołączył: 14 Lut 2007
Posty: 32
Przeczytał: 0 tematów
Ostrzeżeń: 0/7 Skąd: Lublin
|
Wysłany: Pią 17:38, 23 Lut 2007 Temat postu: |
|
|
Eee... a może by tak ktoś skomentował? Ja nie gryzę, ale Wy możecie, możecie gryźć, szarpać, bić pałką po głowie, czy co tam jeszcze. Pozdrawiam i życzę miłej lektury.
ROZDZIAŁ 2
Pierwsze dni, tygodnie, miesiące były prawie nie do zniesienia. Diana nie mogła ani normalnie jeść, ani spać. Gdy tylko zamykała oczy widziała małego, trzyletniego chłopca. Tak bardzo tęskniła za Harry’m, za jego cichą obecnością. Jak niczego więcej na świecie pragnęła wziąć go znowu w ramiona i już nigdy go z nich nie wypuszczać. Harry był jej światełkiem w ciemnym tunelu, to właśnie dzięki niemu odżyła na nowo, ukończyła wymarzone studia, została lekarzem. Miała wielu małych pacjentów, ale żadne tych kochanych dzieciaczków, nie wkradło się jej tak głęboko do serca, jak ten mały, trzyletni chłopiec. Jej mieszkanie pełne było zdjęć Harry’ego, które zostały zrobione podczas jego pobytu w szpitalu, a gdy ktoś pytał ją o nie, ta uśmiechała się smutno i odpowiadała : „to mój największy skarb”. Harry żył w niej, w jej wspomnieniach. Często wieczorami siedząc w pokoju lekarskim i popijając gorącą czekoladę wspomniała te wszystkie chwile spędzone razem z Harry’m. Pamiętała dzień, w którym po raz pierwszy przyszła do jego sali, pamiętała swój smutek jaki ją ogarnął, gdy tak patrzyła na cierpienie tego małego dziecka. Pamiętała jaka była szczęśliwa, gdy lekarz pozwolił jej być przy małym, podczas usypiania go do operacji, głaskało go wtedy bo główce trzymając za małą rączkę, pamiętała te jego niesamowicie zielone oczy , patrzące na nią z ufnością. Kochała Harry’go jak nikogo innego na świecie. Było jej tak ciężko, gdy musiała zacząć ograniczać swoje wizyty u chłopca, pamiętała dzień w którym przyszła do jego sali, a jego już tam nie było, przeszukała wszystkie inne sale, ale w żadnej nie znalazła Harry’ego. Wiedziała, że już nigdy nie zobaczy swojej „iskiereczki”. Od tamtego momentu nic już nie było takie samo, ona też się zmieniła, zamknęła się w sobie i przestała się uśmiechać. Długie miesiące zajęło jej dojście do siebie... Miała przyjaciół, znajomych, swoich małych pacjentów... ale nadal czuła samotność... była sama... a gdzieś tam... daleko był chłopiec... chłopiec tak samo nieszczęśliwy i samotny.
Harry po kilku miesiącach pobytu w szpitalu, gdzie pomimo ogromnego bólu spędził najszczęśliwsze chwile swojego życia, musiał wreszcie wrócić do domu wuja i ciotki.
Pierwsze tygodnie były spokojne, nikt na niego nie krzyczał, nie bił, mógł sobie siedzieć spokojnie w swojej komórce. Harry wiedział jednak, że ten czas spokoju nie potrwa wiecznie i tylko ze strachem wyczekiwał kiedy wuj podniesie na niego rękę. Nie chciał być znowu bity, chociaż z drugiej strony może wtedy znowu trafiłby do szpitala gdzie jednak mógłby być na swój sposób szczęśliwy.
Mijały miesiące i lata a sytuacja Harry’ego w domu wcale się nie polepszała, wręcz przeciwnie wraz z wiekiem przybywało mu obowiązków, a gdy ich nie wykonał poprawnie czekała go surowa kara. Już kilkakrotnie leżał przez długie tygodnie w szpitalu, jego wujostwo jednak zawsze potrafiło zadbać o to by za każdym razem trafiał do innej placówki. Tam spędzał w spokoju parę tygodni, albo miesięcy... Szpital nigdy nie kojarzył mu się źle, wręcz przeciwnie, pomimo wielkiego bólu, był tutaj szczęśliwy, jak nigdy w życiu. Miał swoje przyszywane ciocie i wujków, kolegów i koleżanki i każdy go lubił, nikt na niego nie krzyczał... to właśnie w zimnych, białych salach szpitalnych Harry mógł zaznać choć odrobinę miłości. Tak więc można powiedzieć, że życie chłopca nie zmieniło się wcale, było i jest piekłem. A Harry nadal marzył o domu, takim prawdziwym z mamą i tatą, a tymczasem on nawet nie pamiętał swoich rodziców, nie miał za kim tęsknić. Czasami tylko we wspomnieniach mignęła mu jakaś twarz, twarz roześmianej kobiety z burzą kręconych włosów i piosenka... ale gdy chciał uchwycić tę chwilę, ona zaraz mu uciekała.
***
Greg wszedł na salę gimnastyczną. Był trenerem koszykówki, choć skończył dopiero piętnaście lat, no ale nikt nie mógł na niego narzekać, skoro był w tym dobry. Lubił tutaj przychodzić, młodzi chłopcy byli bardzo zapaleni do nauki, zresztą Greg strasznie im imponował, tak więc nigdy nie miał problemów w utrzymaniu dyscypliny w drużynie. Dla rozgrzewki przebiegł się wokoło sali, miał jeszcze ponad godzinę do treningu. Poszedł po piłkę, która leżała w rogu sali i gdy się odwrócił spojrzał na trybuny, już miał odejść gdy jego uwagę zwrócił jakiś ruch za jedną z ławek, podszedł tam i ujrzał w rogu skulonego, czarnowłosego chłopca. Podszedł bliżej.
- Hej młody, co ty tutaj robisz. – spytał.
- Ja nic, tylko... – chłopak się zmieszał i spuścił wzrok.
- Tylko co? – Greg się nie poddawał.
- Ja uciekłem.
- Ale przed kim? – Młody trener usiadł na ławce i z uwagą przyglądał się kulącemu się za ławką chłopcu.
- Przed Dudleyem.
- Ahhh, słyszałem o nim, ponoć to niezły rozrabiaka, ale dlaczego musiałeś przed nim uciekać, chyba mu niczym nie podpadłeś?
- Nie, on tak zawsze, gdy nie ma się nad kim poznęcać, to wtedy przypomina sobie o mnie. – nagle chłopiec się zmieszał, chyba uznał, że powiedział za dużo.
- Jak masz na imię?
- Harry.
- Miło mi cię poznać, Harry, ja jestem Greg.
Greg nie wiedząc dlaczego, ale już zdążył polubić Harry’ego, było mu go szkoda. On sam wiedział jak to jest być wyśmiewanym przez wszystkich, też musiał się borykać z takimi problemami, dopóki nie został szkolną gwiazdą koszykówki.
- Hej Harry lubisz koszykówkę?
- Ja... – chłopiec się zamyślił. – Nie wiem...
- Jak chcesz to możemy teraz poćwiczyć, a potem będziesz mógł sobie obejrzeć trening.
- Naprawdę? – w zielonych oczach Harry’ego pojawiło się niedowierzanie i co śna kształt radości.
- Jasne, że tak. No to chodź.
***
- No Harry, nie wstydź się tylko właź. – Greg delikatnie popchnął Harry’ego w stronę otwartych drzwi. – Już jestem! – krzyknął biorąc od Harry’ego kurtkę. – Właź do salonu, ja zaraz przyjdę z sokiem i jakimś ciastem.
Harry wszedł do wskazanego mu pokoju i pierwsze co mu się rzuciło w oczy był duży czarny fortepian. Chłopiec niepewnie podszedł do wielkiego instrumentu. Był taki piękny.
- Dzień dobry, widzę, że spodobał ci się mój fortepian. –
Harry odwrócił się a w wejściu zobaczył uśmiechającą się ciepło kobietę.
- Dzień dobry – odpowiedział grzecznie. – Pani gra na fortepianie?
- I to jak. – do pokoju wszedł Greg, odstawił tacę z sokiem i ciastem na stolik i podszedł do kobiety. – No dalej mamo zagraj nam coś.
Kobieta uśmiechnęła się czule do syna i podeszła do fortepianu, ułożyła swe smukłe palce na klawiszach i zaczęła grać. Harry stał jak zahipnotyzowany słuchając kolejnych dźwięków, poczuł jak po plecach przechodzą mu dreszcze, nigdy nie słyszał nic piękniejszego. Czuł się tak, jakby unosił się w przestworza zostawiając na dole swoje troski i kłopoty, czuł taką lekkość jak nigdy w swoim krótkim życiu. Z wielkim żalem przyjął ostatnią wygraną nutę.
- To było wspaniałe. – wyszeptał po chwili ciszy.
- Cieszę się, że ci się podobało. – Kobieta uśmiechnęła się szeroko. – Ile masz lat skarbie, bo wiem już od Grega, że nazywasz się Harry.
- Sześć.
- Mamo... –Greg spojrzał na kobietę roziskrzonym wzrokiem – Mamo, czy ty myślisz o tym co ja?
- Dokładnie synu, z tobą mi się nie udało, ale może z Harry’ego coś by wyszło. Jeśli tylko zechce oczywiście.
- No młody to jak?
- Ale... ale ja nie rozumiem... ja miałbym się uczyć grać na fortepianie? – spytał z niedowierzaniem.
- Jeśli tylko zechcesz. – odpowiedziała kobieta.
- Ale naprawdę mogę? – W głosie Harry’ego pojawiła się nadzieja i wielka radość.
- Oczywiście, że tak. Chodź usiądź obok.
Greg od razu zauważył, że tych dwoje znajdzie wspólny język. Byli tak pochłonięci rozmową, że nie zauważyliby nawet gdyby stanął teraz na głowie. Uśmiechnął się ciepło, chyba wreszcie znalazł coś, co zafascynowało Harry’ego.
***
Hillary obserwowała jak wszystkie dzieci z jej klasy wybiegają na przerwę. Dziewczyny natychmiast połączyły się w grupki, dyskutując zapewne na temat swoich paznokci włosów i o innych bzdurnych rzeczach. Chłopcy zaś wybiegli na szkolne boisko, korzystając z dobrej pogody. Jednak jedna osoba poza nią samą nie podeszła do żadnej z grup i tak było zawsze, Hillary chyba nigdy nie widziała by Harry Potter kiedykolwiek z kimkolwiek rozmawiał, przynajmniej z jej klasy, bo gdy teraz się nad tym zastanawiała, to przypomniała sobie, że widziała Harry’ego jak rozmawiał z Gregiem Boltonem, trenerem szkolnej drużyny koszykowej, wszystkie dziewczyny do niego wzdychały, w końcu chodził już do liceum. Możliwe jendak, że to był tylko czysty przypadek, ze na siebie gdzieś wpadli. Tak więc wracając do Harry’ego, to Kelly zawsze było go żal, zawsze cichy i nikomu nie wadzący, nikomu prócz swojemu kuzynowi Dudley’owi który urządzał regularne napaści na Harry’ego. Teraz, gdy o tym myślała zrobiło się jej głupio, że dopiero po czterech latach zauważyła, że Harry jest strasznie samotny, że nie ma się do kogo odezwać. W przeciwieństwie do swojego kuzyna był bardzo dobrym uczniem, zawsze poprawnie odpowiadał na pytania nauczyciela, jednak nigdy sam się nie zgłaszał. Hillary wyjęła z plecaka drugie śniadanie, spojrzała na swoje dwie kanapki, westchnęła i zdecydowanym krokiem podeszła do ostatniej ławki w której siedział Harry.
- Cześć Harry. – powiedziała nieśmiało, Harry spojrzał na nią zdziwiony.
- Cześć. – odpowiedział cicho. – Chciałaś coś?
- N-nie... – chciała odejść, jednak w ostatniej chwili się powstrzymała. – To znaczy tak. – Uśmiechnęła się do niego. – Chcesz kanapkę?
- Nie, dzięki.
- Ależ się nie krępuj, ja i tak nie zjem dwóch, a mama na mnie krzyczy gdy przynoszę je z powrotem do domu. – Podała Harry’emu jedną z kanapek, ten zawahał się chwilkę jednak po chwili wyciągną po nią rękę. Potem siedzieli w ciszy jedząc swoje kanapki, gdy zadzwonił dzwonek na przerwę Hillary znowu usiadła w swojej ławce. Jednak następnego dnia wielkie było zdziwienie Harry’ego, gdy spostrzegł siedzącą w jego ławce dziewczynę.
- Cześć Harry, siadaj. – uśmiechnęła się do niego szeroko.
Harry na swój sposób był szczęśliwy, w szkole miał Hillary, a czasem też Grega. Po szkole chodził do państwa Bolton. Pani Bolton odkryła w Harry’m ogromny talent muzyczny, po pół roku nauki gry na fortepianie zdecydowała się też uczyć chłopca gry na skrzypcach. Harry kochał muzykę, co było widać, gdy tylko dotykał klawiszy fortepianu, czy strun skrzypiec. Pan Bolton okazał się instruktorem tańca i szybko zwrócił uwagę na tego utalentowanego chłopca. Tak więc Harry grał i tańczył na zmianę, a Greg z uśmiechem obserwował jak oczy Harry’ego powoli nabierają nadziei. W tym domu był sobą i robił to, co kochał.
Jednak w wakacje po ukończeniu podstawówki w życiu Harry’ego wydarzyło się coś, co zmieniło jego życie o sto osiemdziesiąt stopni.
Post został pochwalony 0 razy
|
|
Powrót do góry |
|
|
Aphrael
Moderator
Dołączył: 22 Lut 2007
Posty: 47
Przeczytał: 0 tematów
Ostrzeżeń: 0/7 Skąd: z Elenium
|
Wysłany: Pon 16:28, 05 Mar 2007 Temat postu: |
|
|
Dajanka co mam Ci powiedzieć? Ten tekst jest jak zwykle cudowny:)
Większych błędów nie zauważyłam tylko wkradła sie jedna literówka
Cytat: | - Naprawdę? – w zielonych oczach Harry’ego pojawiło się niedowierzanie i co śna kształt radości. |
coś
Podoba mi się to opowiadanie bo potrafi wzruszyć człowieka, emocje postaci są takie prawdziwe. To jest naprawdę śliczne:)
Post został pochwalony 0 razy
|
|
Powrót do góry |
|
|
Nicole
Administrator
Dołączył: 20 Lut 2007
Posty: 88
Przeczytał: 0 tematów
Ostrzeżeń: 0/7 Skąd: Płock
|
Wysłany: Nie 18:49, 18 Mar 2007 Temat postu: |
|
|
Dajanka napisała:
Cytat: | Miała wielu małych pacjentów, ale żadne tych kochanych dzieciaczków, nie wkradło się jej tak głęboko do serca, jak ten mały, trzyletni chłopiec. |
Czy tam nie powinno być jeszcze "z"?
Cytat: | Pamiętała jaka była szczęśliwa, gdy lekarz pozwolił jej być przy małym, podczas usypiania go do operacji, głaskało go wtedy bo główce trzymając za małą rączkę, pamiętała te jego niesamowicie zielone oczy , patrzące na nią z ufnością. |
Nie powinno być spacji przed przecinkiem.
Cytat: | - Hej młody, co ty tutaj robisz. – spytał. |
Chyba zamiast "." powienien być "?".
Ogólnie bardzo mi się podoba. Czekam na nowy rozdział. Pa
Post został pochwalony 0 razy
|
|
Powrót do góry |
|
|
|
|
Możesz pisać nowe tematy Możesz odpowiadać w tematach Nie możesz zmieniać swoich postów Nie możesz usuwać swoich postów Nie możesz głosować w ankietach
|
|